Bezpieczne środowisko nie może być hasłem tylko dla ludzi bogatych i wykształconych, musi być propozycją dla wszystkich. Trzeba ich przekonać, trzeba sprawić, że te nowe warunki nie pogorszą niczyjego życia. Ludzie potrzebują nadziei. Musimy być realistyczni, dopasować plany do możliwości – mówi RMF FM laureat 1. nagrody Kraków International Green Film Festival w kategorii dokument krótkometrażowy. Andreas Ewels z Niemiec, autor filmu "America first, nature last" o polityce prezydenta USA Donalda Trumpa podkreśla, że trzeba skłonić społeczeństwo do myślenia o tym, co chce zostawić swoim dzieciom.
Grzegorz Jasiński: Gratuluję nagrody. Festiwal się rozwija, filmów jest coraz więcej, jest pan zaskoczony wyróżnieniem?
Andreas Ewels: Zwycięstwo na festiwalu jest zawsze zaskoczeniem. W moim przypadku było tak, że w ubiegłym roku mój film także wygrał, a w tym roku zgłosiłem aż trzy filmy. Nie miałem szczególnych oczekiwań, bo faktycznie festiwal się rozwija i filmów w konkursie jest coraz więcej. Byłem bardzo dumny z faktu, że przyjęto trzy moje filmy, a teraz z nagrody jestem dumny jeszcze bardziej...
Trzy filmy w konkursie faktycznie zwiększały pańskie szanse. Ale to oznacza, że tematy ekologiczne są panu rzeczywiście bardzo bliskie. Dlaczego?
Jestem szczęściarzem, bo interesowałem się nimi od dzieciństwa, a teraz są moim zawodem, tworzę wiele filmów dokumentalnych, które tego dotyczą. Zacząłem w telewizji około 30 lat temu, wtedy zajmowałem się też sprawami społecznymi i politycznymi, ale od 11 lat koncentruję się na ekologii, która stała się niezwykle ważna. W Niemczech ocieplenie klimatu, czy wymieranie gatunków są jednymi z czołowych tematów. Kocham naturę, chciałbym pomóc ją chronić, mam nadzieję działać na jej rzecz moimi filmami. Chcę dotrzeć do ludzi, pomóc im zrozumieć, dlaczego ochrona środowiska jest tak ważna...
"America first, nature last" to film o Ameryce Donalda Trumpa. Proszę coś o nim powiedzieć...
W tytule jest coś interesującego. W haśle "America First" prezydenta Trumpa, First jest napisane wielką literą, my piszemy inaczej. "America first, nature last" opisuje politykę Donalda Trumpa, w której najważniejsza jest ekonomia, natura jest na końcu. Ochrona środowiska w ogóle go nie interesuje, chciałem pokazać miejsca, gdzie to wyraźnie widać. Jedno z takich miejsc to Zachodnia Wirginia...
Kraina węgla...
Tak. Donald Trump pojechał tam z hasłem "Coal first", węgiel przede wszystkim, powiedział, że chce przywrócić górnictwu węglowemu jego wcześniejsze znaczenie. Tyle że węgiel nie może już być tym, czym był 10, czy 30 lat temu. On jednak powiedział to, co ludzie chcą usłyszeć. Oni potrzebują pieniędzy, potrzebują mieć z czego żyć, Donald Trump obiecał im przywrócenie wydobycia węgla i pieniądze. To dlatego wypadł tam w wyborach najlepiej.
Mam wrażenie, że problem węgla jest panu bliski. Niemcy zużywają bardzo dużo węgla, w tym węgla brunatnego, który jest bardziej szkodliwy dla środowiska. W Polsce też go wiele spalamy. Sądzę, że zna pan temat bardzo dobrze.
Zawodowo zajmuję się filmami ekologicznymi, a prywatnie kibicuję drużynie piłkarskiej Schalke 04 z Zagłębia Ruhry. Tam wydobywano mnóstwo węgla. Sukces Niemiec był w części zasługą Zagłębia Ruhry i tamtejszego węgla kamiennego. W zeszłym roku zamknięto tam jednak już ostatnią kopalnię węgla. Teraz korzystamy w węgla brunatnego i mamy z tym wielkie problemy, ale idziemy w stronę energii wiatrowej, słonecznej, w stronę zielonej energii. Ale tak, prawdopodobnie właśnie dlatego ten problem jest mi znany...
W swoim filmie pokazuje pan także inne problemy, przemysł naftowy w Luizjanie po katastrofie platformy Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej, czy problemy z ochroną niedźwiedzia grizzly w Montanie. Ten ostatni to problem jakby innej skali...
Tak, sprawa niedźwiedzi grizzly. Przy okazji tego filmu, ale też wcześniejszego filmu o Arktyce, który też był w konkursie, miałem kontakt z plemionami Indian, choćby plemieniem Północnych Czejenów, czy plemionami z Alaski. To były moje pierwsze spotkania z rdzennymi Amerykanami i nie były łatwe, bo oni mają naprawdę wielkie pretensje do swojego rządu. Jeszcze z Obamą byli OK, ale Trumpa naprawdę nienawidzą. Problemów jest wiele, nie sposób pokazać ich w filmie, ale bardzo istotne jest to, że oni mają zupełnie inny stosunek do natury. Grizzly jest dla nich praktycznie świętym zwierzęciem, modlą się do niego. Tymczasem Donald Trump zaczął mówić o zniesieniu ograniczeń w polowaniu na te niedźwiedzie. Dla nich to było, jak próba odebrania im ich bóstwa, ich duchowości. To ich naprawdę poruszyło i zaczęli kontaktować się w tej sprawie z organizacjami ekologicznymi. Ludzie z Nowego Jorku, czy San Francisco zaczęli tam przyjeżdżać, by ich wspierać. Poszli do sądu i wygrali sprawę przeciwko administracji prezydenta Trumpa. To było ważne zwycięstwo, jednak teraz prezydent znów wspomina o możliwości zmiany pewnych przepisów i walka zaczyna się od nowa. On działa nie tylko na rzecz przemysłu, ale też lobby producentów broni i myśliwych, a oni byliby szczęśliwi, jeśli mieliby zgodę na polowania na grizzly.
Czy sądzi pan, że jeden człowiek, jeden polityk, może zmienić nasze postrzeganie natury, czy jednak wszystko zależy od tego, jak wielu ludzi będzie się przejmować jej ochrona, dla jak wielu z kolei będzie to temat bez znaczenia? Wiemy o masowych pożarach w Amazonii, kontrowersje budzą działania prezydenta Brazylii. Czy to inna odsłona tego samego problemu, kiedy politycy myślą o naturze w sposób odmienny od tego, co nazywamy "mainstreamem"?
To problem, który obserwujemy na całym świecie, kiedy politycy mówią ludziom to, co oni chcieliby usłyszeć, dajemy wam pracę, dajemy wam pieniądze. To najłatwiejszy sposób pozyskania wyborców. Donald Trump jest doskonałym przykładem, ale widać to też w wielu krajach europejskich, czy na świecie, choćby właśnie w Brazylii. Jeśli politycy dają pracę i pieniądze ludzie nie myślą o środowisku. Ale czasem ludzie biorą sprawy we własne ręce, choćby Greta Thunberg w sprawie zmian klimatycznych. Ale sama Greta nie wystarczy, musi za tym pójść sposób myślenia społeczeństwa o tym, co chce zostawić swoim dzieciom. Oczywiście w Brazylii jest wiele biednych rodzin, dla których najważniejszym problemem jest to, z czego będą następnego dnia żyć, za co kupią żywność. Ale równocześnie musimy myśleć o tym jak chronić nasze środowisko, bo inaczej stracimy je, stracimy naszą planetę. Hasło tego festiwalu brzmi "Nie mamy planety B" i to jest prawda...
Ochrona przyrody, czy jej wykorzystywanie jest tematem niesłychanie upolitycznionym. Oczywiście żyjemy w czasach, gdy upolitycznione jest niemal wszystko, czy jednak pańskim zdaniem mamy szanse na kompromis choćby w tej dziedzinie? Czy mamy szanse pokazać ludziom po obu stronach politycznego spektrum rozsądną drogę, rzeczywiście dobre rozwiązanie? Kompromis jest w ogóle możliwy?
Jestem przekonany, że tak. Jednak wszyscy muszą się w tej sprawie dogadać. Wyraźnie widać, choćby w internecie, że ludzie skłaniają się do opinii, że jest tylko jeden słuszny sposób. Widać to i na prawicy i na lewicy, każdy ma tylko jeden właściwy sposób postępowania. A jednak trzeba się jakoś porozumieć. W czasie dyskusji z innymi twórcami filmów ekologicznych na festiwalach, często słyszę opinie, że trzeba wzmocnić rozmaite regulacje, sprawić, by niektóre produkty, choćby paliwa, były droższe. Ale to zły pomysł. Ten sposób postępowania poprze co najwyżej połowa obywateli. Ta druga połowa upomni się o swobodę poruszania się samochodem, zwróci uwagę, że samochody elektryczne są zbyt drogie. Bezpieczne środowisko nie może być hasłem tylko dla ludzi bogatych i wykształconych, musi być propozycją dla wszystkich. Trzeba ich przekonać, trzeba sprawić, że te nowe warunki nie pogorszą niczyjego życia. Wracając do mojego filmu i Zachodniej Wirginii trzeba wspomnieć, że Obama szedł w kompletnie inną stronę, nawoływał do zamknięcia kopalń i nie dawał ludziom nadziei. A ludzie potrzebują nadziei. Musimy być realistyczni, dopasować plany do możliwości. Tak robiliśmy w Niemczech zamykając kopalnie stopniowo, ale dając ludziom pracę w innych kopalniach, dając możliwość przejścia na emeryturę. To sprawiło, że nie było protestów. Jeśli ktoś chciałby zamknąć od razu wszystkie kopalnie w Zachodniej Wirginii, doszłoby do buntu. Jeśli jednak będzie się postępować stopniowo, zapewni ludziom nadzieję i perspektywy, da oferty pracy na przykład w energetyce odnawialnej, gdzie nie ma choćby zagrożenia chorobami nowotworowymi, jest szansa na znalezienie kompromisu. Chodzi o to, by nie podejmować gwałtownych działań, jak choćby w Niemczech w sprawie silników diesla. Nagle odkryto, że są złe, tymczasem wystarczy po prostu stopniowo zmniejszać ich produkcję, znaleźć dobre rozwiązanie.