Rodzice Chrisa Guntera, obrońcy reprezentacji Walii, która jutro zagra w półfinale piłkarskich mistrzostw Europy z Portugalią, wolą dopingować swojego syna na stadionie niż uczestniczyć w ślubie jego brata Marca. Ślub ma się odbyć w czwartek w Meksyku.
Marc Gunter i jego narzeczona wyznaczyli datę i miejsce swojego ślubu na wiele miesięcy przez rozpoczęciem Euro 2016. Nikt z członków rodzin nie przypuszczał wtedy, że Walia zostanie we Francji aż do lipca.
Problemy pojawiły się w momencie wygnanej "Smoków" nad Belgią i awansem do kolejne fazy turnieju. Rodzice braci, którzy nie opuścili żadnego z meczów Chrisa na Euro, zostali wtedy postawieni przed trudnym wyborem. Musieli bowiem zdecydować, którego z synów, w tak ważnej dla każdego z nich chwili, chcieliby wspierać.
Mama jest tym całym wyborem nieco zdenerwowana. To wszystko spowodowało straszny chaos, nie możecie sobie nawet zdawać sprawy jak wielki - mówił po awansie Chris w rozmowie z "Daily Mirror".
Według informacji brytyjskich mediów, rodzice zdecydowali, aby pozostać we Francji i na Stade de Lyon dopingować syna.
Młoda para liczyła jednak na obecność na ceremonii nie tylko rodziców, ale również samego piłkarza, który na ślubie miał być świadkiem swojego brata. Ten postanowił, że będzie pełnił swoją funkcję za pośrednictwem Skype’a.
Jedyny inny potencjalny drużba - Lee jeździ za drużyną Walii od 15 lat, i nie było nawet mowy o tym, aby pojechał do Meksyku, kiedy my gramy mecz. Gdy go o to spytałem, odpowiedział mi tylko "ja zrobię to samo, co ty" - tłumaczył Chris.
Niespodziewany sukces reprezentacji Walii pokrzyżował plany nie tylko rodzinie Gunterów. Wcześniej inny obrońca "Smoków" Neil Taylor musiał zrezygnować z koncertu Beyonce, na który planował wybrać się do Cardiff. W dniu występu amerykańskiej piosenkarki piłkarz, zamiast słuchać muzyki, musiał bowiem zagrać przeciwko Belgii.
Nawet nie patrzyłem na daty, jak kupowałem bilety. Potem dzwoni do mnie żona, że wejściówki przyszło pocztą i mówi, że tam jest napisane 30 czerwca. Odpowiedziałem jej, że mamy problem, bo wtedy gramy ćwierćfinał - mówił przed spotkaniem piłkarz.
Dobra gra Walii naraziła też na duże straty finansowe byłego reprezentanta tego kraju, a obecnie eksperta telewizji BBC - Deana Saundersa. Mężczyzna, będą przekonany ze "Smoki" zakończą turniej na fazie grupowej, przed wylotem na Euro zostawił swoje auto na krótkoterminowym parkingu pod lotniskiem w Birmingham. Teraz za każdy dzień musi zapłacić karę w wysokości 100 funtów. W spłacie długu chcą pomóc mu kibice, którzy na internetowej platformie crowdfundingowej zbierają dla niego niezbędne fundusze.
Awans Walii do półfinału mistrzostw Europy to największy piłkarski sukces tego kraju w historii. Ostatni raz "Smoki" grały na międzynarodowym turnieju tej rangi w 1958 roku, kiedy w ćwierćfinale mundialu przegrali z Brazylią.
Mecz Walii z Portugalią zostanie rozegrany w środę o godzinie 21. Zwycięzca spotkania zmierzy się w finale z Francją lub Niemcami.
(mpw)