Tomasz Adamek konsekwentnie milczy w sprawie okoliczności swojego ostatniego wypadku. "Sprawy nie będziemy komentować" - usłyszał korespondent RMF FM w Waszyngtonie również od współpracowników polskiego pięściarza.
Adwokat "Górala" poinformował jedynie, że jego klient "uczestniczył w wypadku na bardzo niebezpiecznym skrzyżowaniu, gdzie dochodziło w przeszłości do podobnych zdarzeń". Do wypadku doszło w niedzielę w Lake Placid w Stanie Nowy Jork. Polak prawdopodobnie był pijany. Stracił panowanie nad autem i staranował zaparkowane w pobliżu samochody. Nie zgodził się na badanie na zawartość alkoholu we krwi. Sierżant Charles Dobson z lokalnej policji powiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Pawłem Żuchowskim, że funkcjonariusze mają wystarczająco dużo dowodów, by stwierdzić, że pięściarz nie był trzeźwy. Za jazdę po pijanemu Tomaszowi Adamkowi grozi więzienie. Luksusowe auto, którym jechał, zostało kompletnie zniszczone. Po wypadku bokser trafił do szpitala. Lekarze nie stwierdzili u niego poważniejszych obrażeń. Po wyjściu ze szpitala Polak trafił do aresztu, gdzie został przesłuchany. Odmówił poddania się badaniu alkomatem.
Jeśli ktoś zostaje aresztowany w stanie Nowy Jork za jazdę pod wpływem alkoholu, to znaczy, że mamy wystarczające dowody na to, żeby stwierdzić, że był pijany - tłumaczył w niedzielę w rozmowie z korespondentem RMF FM jeden z funkcjonariuszy. Za jazdę po pijanemu grozi do roku więzienia, grzywna oraz czasowa utrata prawa jazdy. Tomasz Adamek wyszedł na wolność po wpłaceniu 1000 dolarów kaucji. Polski bokser często bywa w Lake Placid. Jeździ tam na nartach.