Poprosiłem Rosjan: dajcie nam dwie-trzy grupy dziennikarzy na wszelki wypadek – poinformował w piątek prezydent Alaksandr Łukaszenka, potwierdzając, że w białoruskiej telewizji państwowej zatrudniono rosyjskich specjalistów w związku z odejściem niektórych pracowników z powodu protestu.
Łukaszenka oświadczył, że pomysł sprowadzenia dziennikarzy z Rosji pojawił się, gdy niektórzy pracownicy telewizji "wyskoczyli na ulicę i zaczęli mityngować".
Podczas fali protestów spowodowanych informacjami o przemocy milicji wobec obywateli niektórzy operatorzy i dziennikarze telewizji państwowych odeszli ze swoich stanowisk. Dobrze, sytuacja się ustabilizowała. Kto chce, ten pracuje. Kto nie chce - nie. A Rosjan nawet zapraszałem - dajcie mi jedną grupę do poolu prezydenckiego (specjalnej grupy dziennikarzy pracujących z głową państwa - PAP), żeby (inni) widzieli, jak oni pracują. Znam tych ludzi, telewizja jest dobra - powiedział Łukaszenka.
My Rosjanom w ogóle nie płacimy. Słuchajcie, czy ja nie znajdę w Rosji przyjaciół, którzy wesprą te sześć czy dziewięć osób - dodał.
O tym, że do pracy w białoruskiej telewizji państwowej Biełteleradiokompania (BT) przystąpili rosyjscy pracownicy informowały w ostatnich dniach media niezależne, powołując się na źródła w tej instytucji.
Część pracowników BT oraz dwóch innych telewizji państwowych wzywała do strajku i domagała się uczciwego relacjonowania wydarzeń w kraju, w tym protestów powyborczych. Większość zespołów nie poparła tych apeli.
Od poniedziałku nie działała państwowa telewizja - pracownicy ogłosili strajk. W studiu białoruskiej telewizji nie pojawili się prowadzący. Widzowie mogli zobaczyć puste fotele. W tle grała muzyka.