Przede wszystkim był człowiekiem, oprócz tego, że był hierarchą, księdzem. Był bardzo profesjonalny w tym co mówił, co robił – tak o prymasie Stefanie Wyszyńskim mówi prof. Alina Rynio z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Swoją karierę naukową zaczęła od pracy magisterskiej związanej z Prymasem Tysiąclecia. Jako młoda studentka KUL – miała okazję niejednokrotnie widzieć i słuchać na żywo podczas różnych uroczystości na Uniwersytecie.
Alina Rynio: Kapłan wielkiego formatu. Przyciągał tłumy. Tyle osób, ile tylko mogło się zmieścić, przychodziło. Co przyciągało? Autorytet.
Krzysztof Kot: To był niekwestionowany autorytet osobisty, nie taki wynikający ze stanowiska?
Alina Rynio: Tak. Autorytet jako człowieka. Wyrażał się w człowieczeństwie, był sobą, był wolnym człowiekiem, nawet gdy pozostawał w odosobnieniu. To człowieczeństwo, autentyczność, uczciwość. Nawet w czasie odosobnienia (uwięziony był przez 3 lata ) – wszystko to odnajmujemy w jego więziennych zapisach zwłaszcza z Komańczy.
Był geniuszem, jeśli chodzi o wymiar bycia człowiekiem, przewidywania pewnych rzeczy, bycia rozumnym. Jednocześnie bardzo wymagającym od samego siebie niezależnie od wszystkiego. Uważał, że trzeba mówić głośno, że dzieje się źle, dzieje się nieprawość. Był człowiekiem odważnym. Potrafił zachować osąd rzeczywistości, miał realne podejście. Głosił teologię rzeczywistości ziemskiej. Był współtwórcą katolickiej nauki społecznej.
Autorytet był niekłamany – ujawniał się w byciu prawdziwym i mówieniu prawdy. Kochał prawdę bardziej, niż samego siebie, niż cokolwiek innego. I tej prawdzie całkowicie się poświęcał. Heroiczna miłość do Boga, Marki Boskiej, człowieka, do narodu do świata otaczającego.
Duży nacisk kładł na wychowanie. Uważał, że to wprowadzanie człowieka bez względu na jego wiek w całość rzeczywistości, każdy jej wymiar. Wychowanie integralne, jakie lansował. Triada celów wychowanie człowieka, obywatela i świętego. Chodziło o to, żeby Bóg był uwielbiony, człowiek uszanowany a ziemia obsłużona. Tradycja i pamięć decydują o tożsamości. Nie chodzi o bycie tradycjonalistą, ale żeby krytycznie podchodzić do niej. Jak mówił czasy, które przyjdą, będą inne od obecnych i przeszłych. Będą wymagały innych rozwiązań, ale ważny jest fundament, który jest ten sam.
Krzysztof Kot: Za co zostaje uznany świętym?
Alina Rynio: Zostaje święty za to, że umiał kochać, mówić prawdę, że był autentyczny, że nade wszystko wierzył Chrystusowi, Matce w polu jego widzenia był człowiek, kościół, naród, społeczeństwo, godność każdego człowieka.
Krzysztof Kot: Słuchali go z uwagą wszyscy – wierzący, niewierzący, nawet komuniści?
Alina Rynio: Był człowiekiem dialogu – Polska racja stanu wymagała dialogowania z komunistami – tak uważał. Wyrazem tego porozumienie episkopatu z władzami komunistycznymi. Inna kwestia, że nie było respektowane i doprowadziło do jego uwięzienia. Zagarnęli majątek kościoła, chcieli mieć wpływ na obsadzanie wszystkich stanowisk kościelnych na co prymas wykazał heroiczną odwagę wyrażając NIE GODZI SIĘ – słynne Non possumus. Zamknięty przed światem, w tragicznych warunkach, zwłaszcza dla człowieka, który był wyjątkowo słabego zdrowia. Przecież jako młody chłopak cierpiał głód, miał nieżyt jelit. Nawet gdy przyjmował święcenia kapłańskie był bardzo słaby, schorowany. Nie był pewny czy da radę podołać. Przeszedł próbę wiary w trakcie lat odosobnienia, nie załamał się.
Miał dwoje towarzyszy księdza i zakonnicę – donosili na niego, byli współpracownikami SB. Nie miał im tego za złe, bo byli więźniami politycznymi. Wykazywał się heroiczną miłością – modlił się swoich prześladowców. Nawet za Bolesława Bieruta, który go uwięził. Prymas miał sen na dzień przed tym jak się dowiedział, że Bierut zmarł. We śnie mijał się z nim na Krakowskim Przedmieściu. Odprawił za Bieruta mszę świętą. Za innych prześladowców również.
Nie można również nie wspomnieć o wielkiej przyjaźni z Karolem Wojtyłą, późniejszym papieżem Janem Pawłem II. Ten ostatni traktował Wyszyńskiego niemalże jak ojca. Gdy Wyszyński umierał, było tuż po zamachu na papieża. Rozmawiali przez telefon. Wyszyński miał później powiedzieć – teraz to już wszystko dla niego.
Stefan Wyszyński – jako młody ksiądz w 1927 roku trafił na studia doktoranckie na Katolicki Uniwersytet Lubelski. W zbiorach archiwum uniwersyteckiego zachowały się prawie kompletne akta z tamtego czasu. Teczka osobowa, teczka z przebiegu studiów. Księga ocen zachowała się pod pozycją nr 47. Możemy dowiedzieć się jakie przedmioty miał, z kim, jakie oceny. Jest również kopia dyplomu doktorskiego – opowiada Marek Pawelec – dyrektor archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Jako student działał w stowarzyszeniach naukowych i społecznych. Zachowała się księga protokołów zebrań tego koła. Jest też bardzo obszerna dokumentacja pism, listów i zdjęć z czasów, gdy Wyszyński był biskupem lubelskim – jednocześnie Wielkim Kanclerzem KUL i późniejszych czasów, gdy był prymasem. To on powołał do życia specjalną komisję episkopatu do spraw KUL. Dbał o rozwój uniwersytetu. Dzięki Wyszyńskiemu powstał m.in. wydział filozoficzny.