"Zarobiłem w Amber Gold w ciągu całej działalności około 20 milionów złotych, w OLT Express nie zarobiłem ani złotówki" - powiedział Marcin P., były szef Amber Gold przed komisją śledczą. Zeznał również: "Politycy sami szukali kontaktu ze mną, w tym prezydent miasta Gdańska i członkowie Prezydium Miasta Gdańska". Jak przekonywał, chciał "odcinać się" od polityków. Dodał także, że zatrudnienie Michała Tuska w OLT Express było mu nie na rękę, bo "był to syn premiera". "A nie chciałem, by polityka mieszała mi się w działalność biznesową" - podkreślił P. dodając: "Nigdy nie było założenia, że Michał Tusk miał być kamuflażem dla mojej działalności. Nigdy nie został przeze mnie wykorzystany w jakichkolwiek sytuacjach politycznych, czyli wpływów u ojca czy innych osób". Podczas środowego przesłuchania, były szef Amber Gold powiedział także: "Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam (...) kompletnie nic". A przypomnijmy, że według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
W środę około godziny 15.45 sejmowa komisja śledcza zakończyła przesłuchanie b. szefa Amber Gold Marcina P. Przesłuchanie rozpoczęło się około godz. 10. Zobaczcie zapis relacji na żywo:
Największymi korzyściami przemawiającymi za zatrudnieniem Michała Tuska był dostęp do informacji, które nie były jawne, a które mają znaczenie dla funkcjonowania podmiotów zajmujących się lotniczym przewozem osób - powiedział były szef Amber Gold Marcin P.
Zarobiłem ok 20 mln zł w ciągu całej działalności Amber Gold - powiedział Marcin P.
Były szef Amber Gold Marcin P. zeznał, że nigdy nie wręczał komukolwiek łapówki. Zapytany o jego wiedzę o "konieczności korumpowania urzędników" przez osoby związane z jego spółkami, Marcin P. odmówił odpowiedzi, dopytywany, czy nie zaprzecza takim okolicznościom, odpowiedział, że nie zaprzecza.
Nie mam żadnego celu ani politycznego, tak jak niektórzy mogą sobie wymyślać, że ja może chcę kogoś pogrążyć i się zemścić; nie mam naprawdę żadnego celu, bo ja i tak uważam, że mimo tego, że tutaj przyjeżdżam, zeznaję, to ten areszt i tak nie będzie uchylony - oświadczył P.
Więc jeśli ktoś myśli, że ja tutaj liczę na jakąś współpracę z państwem, że dzięki temu coś dostanę, to jest też w błędzie. Ja na nic nie liczę od państwa - dodał.
Do aresztu śledczego wpłynęła informacja, że mam być objęty szczególnym nadzorem i opieką psychologiczną i zdecydowałem się wystąpić z takim wnioskiem - zeznał przed komisją śledczą ds. Amber Gold Marcin P. Jednocześnie odmówił odpowiedzi na pytanie, kto mógł zagrażać jego życiu.
Wszyscy dyrektorzy odpowiedzialni za funkcjonowanie departamentów spółki Amber Gold powinni zasiąść na ławie oskarżonych - przekonywał Marcin P. przed komisją śledczą ds. Amber Gold. Wśród tych osób wymienił m.in. Joannę Traczyk, Małgorzatę Kim Kaczmarek i Annę Łaszkiewicz.
Posłanka PiS Joanna Kopcińska przytoczyła wcześniejsze zeznania Marcina P., w których powiedział, że tylko on "jest za to bity" i zapytała, czy byłby w stanie rozszerzyć swoją wypowiedź.
To był użyty kolokwializm z mojej strony i tak jak już odpowiadałem na pytanie pani przewodniczącej, wszyscy pracownicy, którzy nie zwolnili się sami ze spółki Amber Gold, niektórzy pracownicy także z OLT Express, którzy wiedzieli, jak funkcjonuje spółka Amber Gold oraz OLT Express, powinni zasiąść na ławie oskarżonych - mówił Marcin P.
Marcin P. był pytany o listę nazwisk polityków, którą rozsyłał Emil Marat, a którzy mieli lokować środki w Amber Gold.
W chwili obecnej nie jestem w stanie (powiedzieć), bo tych nazwisk było około trzydziestu, na pewno było nazwisko Adamowicz, na pewno była pani Kopacz Ewa, na pewno był znany polityk PiS - powiedział Marcin P. Jak dodał, w bazie były wszystkie opcje polityczne na szczeblach: centralnym i wojewódzkim. Wszystkie partie polityczne były, po prostu Ewa Kopacz i Paweł Adamowicz, to są takie nazwiska, które medialnie często występują, dlatego je wymieniłem - wyjaśnił.
Jak mówił, to były imiona i nazwiska osób, których wyszukiwał system danych Amber Gold. Żadna z osób, która była na tej liście, nie potwierdziła dziennikarzom, że jest osobą, która lokowała środki (w Amber Gold). Nie umiem powiedzieć, czy to była zbieżność nazwisk, czy nie. Według mojej wiedzy na dzień dzisiejszy, mogła to być zbieżność nazwisk. Nazwisko Ewa Kopacz, czy Paweł Adamowicz występuje wielokrotnie - powiedział świadek.
Wszyscy się wyparli i powiedzieli, że nie lokowali (środków w Amber Gold) - powiedział Marcin P.
W pewnym momencie dostałem SMS-a z numeru, który później nie był aktywny: Uciekaj, 16 będzie u ciebie ABW - zeznał były szef Amber Gold Marcin P. w środę przed komisją śledczą.
Zdaniem świadka informacje o planie śledztwa "musiały pochodzić z wysokiego szczebla", raczej z Warszawy niż z Gdańska. P. zeznał, że informacje, "jak wyprzedzić medialnie, to co chce zrobić ABW" i "żeby to co oni mówili, nie miało już znaczenia medialnie", przekazywał mu natomiast Emil Marat. Pan Paweł Kunachowicz uczestniczył we wszystkich moich spotkaniach z Emilem Maratem, mówię Emil Marat, mając na myśli ich dwóch - dodał Marcin P.
Odniosłem wrażenie, że nikomu nie zależy na prowadzeniu tej sprawy - mówił Marcin P. o okolicznościach poprzedzających jego zatrzymanie. Jego zdaniem sytuacja się zmieniła, gdy śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Łodzi.
Andżelika Możdżanowska (PSL) zapytała P. o jego znajomość z gdańskim dominikaninem, o. Jackiem Krzysztofowiczem. Były prezes Amber Gold powiedział, że z duchownym łączyły go przyjacielskie relacje. Wsparł też gdański klasztor dominikanów kwotą 1,5 miliona złotych. Były to - jak zeznał - pieniądze Amber Gold, które zostały przeznaczone na remont trzech ołtarzy i kaplicy w kościele św. Mikołaja.
A jakie korzyści były dla świadka za ten rodzaj wsparcia finansowego? - zapytała posłanka PSL.
Żadne korzyści - odparł P.
Modlitwa, rozumiem?" - podpowiedziała Możdżanowska.
Nawet o modlitwę nie prosiłem - odpowiedział świadek.
Pracownicy Amber Gold to nie było stado 500 baranów, też powinni zasiąść na ławie oskarżonych - powiedział P.
Były prezes Amber Gold, na prośbę Stanisława Pięty (PiS) doprecyzował swe wcześniej sformułowane zarzuty pod adresem prokuratury w Gdańsku i w Łodzi, że celowo działała tak, by został on jedynym skazanym w sprawie Amber Gold.
Świadek ocenił, że postępowanie prokuratorskie było "bardzo wybiórcze", nastawione wyłącznie na znalezienie dowodów, dokumentów mogących świadczyć na niekorzyść jego lub jego żony, Katarzyny P.
Jeżeli ja miałbym oceniać, to wszyscy pracownicy spółki Amber Gold, którzy się nie zwolnili dobrowolnie, powinni zasiadać także na ławie oskarżonych, bo wiedzieli jak ta spółka zarabia, jak ta spółka funkcjonuje, jakimi wzorami się posługuje - dodał.
Zarzucił przy tym byłym pracownikom firmy, że "udają" teraz, że nie pamiętają jak działała Amber Gold. To nie było stado pięciuset baranów, które pracowało w dziale sprzedaży, które szło ślepo i wykonywało polecenia. To były osoby, które podpisywały, że zaznajamiały się z wszystkimi aktami normatywnymi wydawanymi przez spółkę, miały dostęp - fakt faktem, nie każdy w bardzo rozszerzonym zakresie, bo to w zależności od uprawnień - do systemu AGNET, który ewidencjonował wszystkie umowy, miały dostęp do tabeli kursów, która ustalała wartość po której kupują klienci złoto, srebro i platynę. Oni to wszystko wiedzieli - przekonywał były szef Amber Gold.
Były szef Amber Gold żongluje zeznaniami. Trzeba sprawdzić, które informacje są prawdziwe - mówili dziennikarzom członkowie komisji śledczej w trakcie przerwy w środowym przesłuchaniu Marcina P.
Wiceprzewodniczący komisji śledczej Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) zwrócił uwagę, że Marcin P. przez blisko 5 lat pobytu w więzieniu był w stanie ułożyć spójną i logiczną wersję zdarzeń. Widać to jego przygotowanie i bardzo rzeczowe odpowiedzi, a także różnice między wcześniejszymi świadkami komisji, którzy zasłaniali się niewiedzą - mówił polityk Kukiz'15.
Rzymkowski zwrócił uwagę na zeznanie świadka, który mówił, że z Ministerstwa Gospodarki przeniesiono mu propozycję zakupu LOT-u. Nie wydaje mi się to do końca wiarygodne. Tym bardziej, że Ministerstwo Gospodarki nie odpowiadało za LOT tylko Ministerstwo Skarbu Państwa - wskazał.
Poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński stwierdził z kolei, że przesłuchanie Marcina P. przynosi wiele ciekawych wątków. Trzeba ocenić ich wiarygodność - powiedział.
Andżelika Możdżanowska (PSL), oceniając pierwszą część przesłuchania P., stwierdziła, że świadek w jej ocenie "żongluje informacjami, które przekazuje".
Zdaniem Stanisława Pięty (PiS) Marcin P. tylko częściowo mówi prawdę. Wydaje mi się, że może nie mówić prawdy wtedy, gdy usiłuje jakoś rozmazać, czy ukryć swoją odpowiedzialność. Natomiast myślę, że jego wypowiedzi na temat nieprawidłowości w pracy prokuratury, czy policji powinny być zweryfikowane - powiedział dziennikarzom Pięta. Dodał, że odmowy odpowiedzi przez świadka na pytania np. o początki finansowania Amber Gold, świadczą o tym, że "najwyraźniej ma coś do ukrycia".
Marcin P.: Informację o aresztowaniu przyniósł mi do domu funkcjonariusz ABW z Gdańska na tydzień, półtora przed aresztowaniem, z informacją taką, że mam się przygotować, że pójdę siedzieć
Polacy stracili oszczędności życia przez to, że nie było odpowiedniego nadzoru ze strony państwa. Pozostawmy sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold wyjaśnienie tej bulwersującej sprawy - powiedziała premier Beata Szydło.
A można też odnieść wrażenie, że było przyzwolenie ze strony niektórych instytucji i ważnych polityków na to, aby ten proceder miał miejsce - dodała Szydło.
Wszystkie zmiany, które w tej chwili wprowadzamy, również w uszczelnieniu systemu podatkowego, również zmiany dotyczące przepisów finansowych (...) zmierzają właśnie ku temu, by Polacy czuli się bezpieczni, (...) by mieli poczucie, że państwo stoi po ich stronie - jako podatników, jako ludzi, którzy chcą mieć pewność, że jeżeli zaufają jakiejś instytucji, to ta instytucja tego zaufania nie zawiedzie - powiedziała premier.
I to jest obowiązek państwa, i my to realizujemy. Nasz rząd PiS to realizuje - dodała.
Każdy, kto zwiera umowę, powinien mieć świadomość konsekwencji, jakie ponosi - mówił przed komisją śledczą Marcin P. Dodawał, że można stracić środki w wyniku umowy na "produkty obarczone ryzykiem".
Podejrzewam, że też pewnie byłbym rozczarowany, gdybym stracił swoje środki - tak P. odpowiedział na pytanie Stanisława Pięty (PiS), czy klienci Amber Gold mogą się czuć rozczarowani. Jednakże, jest coś takiego, jak warunki umowy i czytając warunki umowy, każdy, kto zwiera umowę, powinien mieć świadomość konsekwencji, jakie ponosi - oświadczył P.
W chwili obecnej wiemy, że nikt o niczym nie wiedział i przychodził i podpisywał, bo myślał, że "coś tam". To jest jego ryzyko - powiedział P. Nie jestem w stanie zakazać każdemu podejmowania ryzyka - dodał.
Według P. "zapominamy o tych osobach, które uzyskały nawet więcej niż zakładała umowa w Amber Gold, bo takich osób też jest dość sporo".
Pięta pytał też P., czy był kiedykolwiek "informatorem Centralnego Biura Śledczego". Nie, nigdy nie byłem informatorem żadnej agencji, czy CBŚ, czy CBA, czy ABW i nigdy nie miałem takiej propozycji - odparł świadek.
Marcin P.: KPRM musiała mieć wiedzę o tym, co się dzieje ze sprawą Amber Gold. (...) Donald Tusk na pewno miał tę wiedzę. Ja bym miał tę wiedzę, gdyby mój syn pracował w takiej spółce i wobec niej toczyło się postępowanie
Marcin P.: Oficjalny kontakt z funkcjonariuszem ABW miałem po raz pierwszy 16 sierpnia 2012 roku
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku i Prokuratura Okręgowa w Łodzi celowo "wykrajała część opinii i nie kopiowała danych tak jak powinny być kopiowane", po to by ukryć niektóre fakty, żebym był jedyną skazaną osobą - mówił przed komisją śledczą Marcin P.
Jak mówił, w chwili obecnej najłatwiej wszystkim zasłaniać się niepamięcią. Ja nie wierzę, że pracownik, który pracował u mnie trzy lata, dzień w dzień wykonywał te same obowiązki, staje przed sądem i mówi, że nie pamięta. W chwili obecnej dochodzimy do takich absurdów w sprawie karnej, że dyrektor operacyjna mówi, że ona nic nie pamięta, a sąd, że jeśli będziemy chcieli ją jeszcze raz przesłuchać, będzie przesłuchiwana w obecności psychologa - zaznaczył.
Poseł PO Krzysztof Brejza zapytał Marcina P., czy przed założeniem Amber Gold i pojawieniem się w tym interesie mecenasa Łukasza Daszuty, korzystał z pomocy prawnej innych adwokatów. Wielu adwokatów się przez moje życie przewinęło. Być może tak, nie wiem, nie pamiętam - odparł. To były sporadyczne kontakty, to nie były prace długofalowe, które by powodowały dłuższą znajomość i relację biznesową, jak z panem (Maciejem) Górtowskim, czy panem Daszutą.
Brejza chciał wiedzieć także, czy Marcin P. korzystał z pomocy adwokata Piotra Pieczykolana, który, jak mówił, reprezentował m.in. Marka M. pseud. "Oczko" ze Szczecina i Andrzeja Z. pseud. "Słowik" ze Stargardu Szczecińskiego, i uważany jest za zaufanego mecenasa tzw. Grupy pruszkowskiej.
Marcin P. odpowiedział, że tak, ale przez okres bardzo krótki. Rozstaliśmy się w konflikcie - zaznaczył. Dodał, że nie był to adwokat, którego sam sobie znalazł, tylko adwokat znaleziony przez kogoś z jego rodziny.
Nie miałem żadnych kontaktów z funkcjonariuszami Agencji Wywiadu. Notatkę ABW, która miała dotyczyć operacji "Ikar" otrzymałem w lipcu 2012 roku od Pawła Mitera - zeznał Marcin P.
Andżelika Możdżanowska (PSL) pytała świadka, czy miał jakieś kontakty z funkcjonariuszami Agencji Wywiadu. Marcin P. odpowiedział: Nie, żadnych kontaktów z funkcjonariuszami Agencji Wywiadu nie miałem.
Pytany, kiedy otrzymał notatkę ABW, która miała dotyczyć operacji "Ikar", Marcin P. powiedział, że otrzymał ją w lipcu 2012 roku, drogą mailową od Pawła Mitera. Dopytywany, czy zapłacił za tę notatkę, świadek powiedział: Za samą notatkę nie, za jej przywiezienie zasponsorowałem panu Miterowi, ale tu mogę się mylić, koło czterech tysięcy złotych. Związane to było z kosztem noclegu w Warszawie, przejazdu, wynajęcia samochodu. Paweł Miter miał określone wymogi, co do modelu samochodu.
Później (Miter) chciał 12-16 tysięcy złotych i chciał zostać takim łącznikiem między służbą bezpieczeństwa, którą on sobie wymyślił chyba w swojej własnej głowie, że jest (jej) przedstawicielem a spółką Amber Gold - dodał świadek. Przypomniał, że Paweł Miter ma postawione zarzuty, a on jest oskarżycielem posiłkowym w postępowaniu karnym, prowadzonym przeciwko Miterowi.
Marcin P. stwierdził., że ABW prowadziła tajną operację "Ikar" wymierzoną w jego spółkę. Na dowód przedstawiał dziennikarzom rzekomą tajną notatkę ABW. Agencja natychmiast poinformowała, że notatka została sfałszowana i zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa "posłużenia się sfałszowanym dokumentem".
Wznowiono przesłuchania Marcina P.