Jesteśmy inwigilowani i zastraszani przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa - mówią w rozmowie z korespondentem RMF FM Przemysławem Marcem mieszkający na Krymie Polacy. Rok po rosyjskiej aneksji wyrażają też obawy co do swojej przyszłości.

Osoby z polskimi korzeniami mieszkające na Krymie obawiają się, że jeżeli nie przyjmą rosyjskiego paszportu to staną się obywatelami drugiej kategorii. Nic nie można załatwić - ani w szpitalu, ani dostać pracy - mówi naszemu korespondentowi jedna z kobiet. Ludzie są rozczarowani, ale nie mówią, bo boją się. Boją się FSB, boją się, bo telewizja kłamie - dodaje. Pytana, co będzie dalej z Krymem, mówi: Przez 10 lat będzie tu Rosja, a potem powróci Ukraina.

Dla niej rocznica referendum to dzień żałoby

Zarina Amietowa, Tatarka z Symferopola i matka trojga dzieci, z którą rozmawiał nasz korespondent, z pewnością nie będzie świętować krymskiej wiosny, czyli rocznicy aneksji półwyspu. Dla niej będzie to dzień żałoby. Rok temu jej męża protestującego przeciwko aneksji o obecności rosyjskich żołnierzy porwano, torturowano, a potem brutalnie zamordowano.

Szukaliśmy go 12 dni. Robiliśmy co w naszej mocy. 16 marca, w dzień referendum znaleźliśmy go martwego przy drodze. Obok leżały kajdanki, a on był rozebrany - mówi kobieta w rozmowie z naszym dziennikarzem. Śledztwo prowadzili - szukali sprawców, ale nic nie ustalili. 2 tygodnie temu dostałam informację o zakończeniu śledztwa. Kto zabił? Pewnie ich samoobrona - dodaje. 

W wyniku referendum, uznanego za nielegalne przez Kijów i wspólnotę międzynarodową, Rosja zaanektowała w marcu 2014 roku należący do Ukrainy Półwysep Krymski. Moskwa długo zaprzeczała, że jej żołnierze uczestniczyli w inkorporacji Krymu. Gdy to w końcu przyznała, określiła ich mianem "uprzejmych ludzi", którzy pospieszyli z pomocą mieszkańcom półwyspu w obliczu zagrożenia ze strony "faszystów" z Kijowa.

(mn)