Mija miesiąc od czasu, kiedy były wiceminister Marcin Romanowski wyjechał z Polski i blisko trzy tygodnie od informacji, że uzyskał azyl polityczny na Węgrzech. Ścigany listem gończym poseł pięć dni temu ogłosił też, że zrzeka się uposażenia poselskiego, zapowiadając jednocześnie, że zamierza sprawować mandat poselski nie w Biłgoraju, gdzie ma biuro, ale w Budapeszcie, gdzie przebywa. Pismo o zrzeczeniu się poborów do Sejmu jednak wciąż nie dotarło.
Nawet jeśli opublikowane w internecie podpisane przez Romanowskiego oświadczenie o zrzeczeniu się uposażenia w końcu do Sejmu dotrze - niewiele to zmieni. Marcin Romanowski nadal nie będzie spełniał podstawowego obowiązku posła, obejmującego udział w pracach parlamentu, głosowaniach i posiedzeniach komisji sejmowych. Nie wstrzyma też prac nad przedstawionym przez posłów koalicji projektem ustawy, stwierdzajacym, że poseł, wobec którego wydany został nakaz aresztowania, nie wypełnia mandatu poselskiego. Praktycznie ma to oznaczać pozbawienie nie tylko blisko 13-tysięcznego uposażenia, ale też ponad 4 tys. diety poselskiej i przekraczających 22 tys. środków na prowadzenie biur poselskich.
Sejm ma się zająć projektem już na najbliższym posiedzeniu, które zaczyna się jutro. I chociaż ustawę uchwali najwcześniej na kolejnym, pod koniec stycznia, to w żaden sposób i to nie zmieni wirtualności pełnienia mandatu poselskiego, jakie deklaruje ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania polski parlamentarzysta.
Jeśli Marcin Romanowski opuści Węgry - prawdopodobnie zostanie na podstawie ENA zatrzymany i odesłany pod eskortą do Polski, gdzie trafi do aresztu. Odebranie poselskich poborów będzie wtedy jednym z jego mniej istotnych problemów.
Odcięcie ściganego przez wymiar sprawiedliwości i obarczonego 11 zarzutami posła od finansowania przez polski budżet wydaje się naturalne. Zręczna interpretacja przepisów pozwoliłaby pewnie na objęcie wypłacania ściganemu poborów zarzutem pomocy w unikaniu wymiaru sprawiedliwości, co jest przecież karalne. W sprawie posła, który po postawieniu zarzutów ucieka z kraju i prosi w innym państwie o azyl, sytuacja jest skomplikowana dodatkowo.
Takiej osoby nie można pozbawić mandatu poselskiego. Przed uchwaleniem czekającego na to projektu ustawy nie można mu też zapewne odmówić prawa do skutecznego składania interpelacji poselskich, ani z pewnością prawa do zdalnego, ale jednak udziału w krajowym życiu publicznym.
Poseł Marcin Romanowski postawił państwo polskie w sytuacji kłopotliwej nie tylko ze względu na problemy z określeniem co może, a czego nie. Istotny jest szerszy wymiar jego sytuacji, który mają opisać opinie prawne, jakie zamówiło Prezydium Sejmu. Chodzi o stwierdzenie, w jakim stopniu wirtualne pełnienie obowiązków posła może być uznane za niedopuszczalne ze względu na podstawowe zasady prawa.
Warto sobie uświadomić, że po uzyskaniu przez Romanowskiego azylu Polska ma za granicą posła, korzystającego ze świadczeń zdrowotnych, zapewne także zasiłków itp. wypłacanych azylantom przez państwo węgierskie. Mamy zatem problem ustrojowy, bo niepełniącego faktycznie obowiązków polskiego posła, jak można się domyślić, jawnie utrzymuje obce państwo. A to z pewnością nie mieści się w najszerzej nawet pojmowanym pojęciu wypełniania mandatu poselskiego, które zabraniają nawet zatrudniania posłów w spółkach prawa handlowego, administracji, wykonywania zawodu żołnierza, prokuratora, sędziego itp.
Powodem jest oczywiście możliwy konflikt między obowiązkami poselskimi a tymi, jakie nakłada pracodawca. Jeśli on właśnie uzasadnia zakaz łączenia funkcji posła z zatrudnieniem np. w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich czy Kancelarii Prezydenta, to co można sądzić o dopuszczalności ochrony i utrzymywania polskiego posła przez obce państwo?