Narastają obawy przed odwetem ze strony islamskich ekstremistów. By im zapobiec kraje na całym świecie wprowadziły wzmożone środki bezpieczeństwa. Ataku boją się najbardziej Stany Zjednoczone. Świadczyć mogą o tym decyzje Białego Domu. Wiceprezydent Dick Cheney został przewieziony „w bezpieczne miejsce” - poinformowano w Waszyngtonie.

To rutynowe środki bezpieczeństwa, stosowane w USA zawsze w sytuacji kryzysowej. Chodzi o to, aby w wypadku bezpośredniego ataku na prezydenta, choćby jego zastępca był w stanie kierować państwem. W związku z tą sytuacją policja zatrzymała pod Waszyngtonem na międzystanowej autostradzie dwie ciężarówki. Pojawiły się przypuszczenia, że pojazdy te przewożą ładunki wybuchowe. Obie były wynajęte i obie zmierzały do stolicy USA. Odcinek autostrady został zamknięty w obu kierunkach. Na miejsce wysłano psy wyszkolone w poszukiwaniu ładunków wybuchowych. Jak na razie brak informacji na temat tego, czy podejrzenia były słuszne. Jednocześnie amerykański rząd ostrzegł przed niebezpieczeństwami swoich obywateli mieszkających w krajach arabskich takich jak Arabia Saudyjska, czy Jemen. Wzmożone środki obowiązują w Nowym Jorku, Londynie i we wszystkich krajach europejskich, azjatyckich i bliskowschodnich, które wyraziły poparcie dla amerykańskiej walki z terroryzmem. A obawy są słuszne. Ukrywający się w Afganistanie saudyjski terrorysta Osama bin Laden ostrzegł, że rozpoczęcie ataków, to początek świętej wojny – Dżihadu. To właśnie bin Laden jest oskarżany o zlecenie zamachów na Nowy Jork i Waszyngton, do których doszło 11 września. Jak powiedział terrorysta "nie będzie pokoju po tym, jak wojska Stanów Zjednoczonych dokonały bombardowań na sanktuaria islamskie w Afganistanie”. Amerykanie boją się, że w związku z taką deklaracją obudzone z uśpienia zostaną komórki siatki terrorystycznej bin Ladena znanej pod nazwą Al. Qaeda. Są one rozlokowane w wielu punktach na świecie.

Foto Archiwum RMF

02:35