Czego brakuje polskim politykom z opozycji, by przejąć władzę? Czy mobilizowanie wyborców polega tylko na straszeniu słabościami rządzących? Lider PO Donald Tusk obiecywał ostatnio, że jeszcze w tym roku przedstawi "gabinet cieni". Podkreślał, że jego drużyna przyszłości to młodzi do 40. roku życia. Rok przed wyborami pytamy o ocenę politycznych poczynań opozycji. Tomasz Terlikowski rozmawiał o tym w internetowym Radiu RMF24 z profesorem Sławomirem Sowińskim, socjologiem z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Tomasz Terlikowski: "Jeszcze w tym roku przedstawię - nie powiem gabinet cieni - tylko drużynę przyszłości, drużynę marzeń" - oświadczył lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Zaznaczył, że w tej chwili liczy ona ponad 20 osób do 40. roku życia. Czy to wystarczy, by nadać nowy dynamizm opozycji i by doprowadzić ją do zwycięstwa? A może tak naprawdę opozycja liczy głównie na kryzys, który może jej pomóc odzyskać władzę? Czy takie hasła, że "otworzymy okna, żeby przewietrzyć pokój", że "wprowadzimy młodych do polityki", wypowiadane przez polityka, który już tak bardzo młody nie jest, rzeczywiście wystarczą, żeby nadać nowy dynamizm opozycji?
Profesor Sławomir Sowiński: Ja myślę, że opozycja potrzebuje rzeczywiście dynamizmu. Do wyborów został jeszcze rok, to jest bardzo dużo czasu. Myślę, że zarówno obóz władzy, jak i opozycja mają ten rok rozpisany na taki dość szczegółowy kalendarz. W tym momencie to, czego potrzebuje opozycja, to jest taki sygnał, że jesteśmy nie tylko grupą gniewnych ludzi, ale też ludzi, którzy są zdeterminowani i przygotowani czy też przygotowujący się do władzy. W tej chwili na przykład ogłoszenie jakiegoś programu wyborczego byłoby po prostu błędem, bo nie wiadomo dokładnie, co za rok tak naprawdę będzie rządziło polską polityką. W tej chwili Platforma, ale też inne partie opozycyjne demonstrują to, że po pierwsze są gotowi sięgnąć po władzę, że władzy się nie boją. Po drugie, że do tej władzy się przygotowują. Inaczej robi to właśnie Platforma, inaczej robi to PSL. Inaczej robi to trochę Lewica. Ale myślę, że to, co w tej chwili też jest istotne, to żeby te przygotowania opozycji były jakoś skonsolidowane, żeby tu nie było jakiegoś otwartego konfliktu, ale żeby też była jakaś dywersyfikacja. To znaczy, żeby te propozycje szły obok siebie do różnych grup wyborców. Gdzieś koło marca pewnie zobaczymy taką ostateczną formułę, w jakiej opozycja będzie gotowa rzeczywiście o władzę walczyć.
Być może, ale widzimy już w tej chwili dość często powracające tematy światopoglądowe. Szczególnie w wypowiedziach liderów Platformy i Lewicy po bardzo nieszczęśliwej, szeroko komentowanej, nieeleganckiej i niesympatycznej i bardzo brutalnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na temat "dawania w szyję". Odpowiedzią na to było znowu wrócenie do kwestii Trybunału Konstytucyjnego. O tym jest mowa, a o kryzysie demograficznym czy o potężnym kryzysie ekonomicznym, który nas czeka opozycja, mówi dużo mniej chętnie.
Ta rzeczywiście bardzo nieszczęśliwa wypowiedź pana prezesa Kaczyńskiego ma chyba niewiele ma wspólnego ze światopoglądem. W tym sensie, że zażenowani tą wypowiedzią czują się dokładnie wszyscy. I konserwatyści, i ludzie o poglądach bardziej progresywnych. Natomiast, jeśli chodzi o same kwestie światopoglądowe. Platforma dwa, trzy miesiące temu - chyba dość racjonalnie ze swojego punktu widzenia - postanowiła skręcić w lewo, żeby w tej chwili w ramach eliminacji wewnątrz opozycyjnych powalczyć o głosy Lewicy. Pozostawiła - nawiasem mówiąc - pewną przestrzeń w centrum, do tego, żeby tutaj się jakoś organizować, czy PSL, czy też Szymon Hołownia. Tematy światopoglądowo nadają się dzisiaj do takiego mobilizowania najbardziej żelaznego elektoratu. Ale wydaje mi się, że kiedy przyjdzie ta główna rozgrywka kampanii - ona dopiero gdzieś za pół roku się rozpocznie - to wtedy wydaje mi się, że jednak kluczową kwestią, będzie: po pierwsze ocena ośmiu lat rządów PiS-u, po drugie będą to kwestie związane z szeroko rozumianym bezpieczeństwem socjalnym i geopolitycznym. Po trzecie, chyba po raz pierwszy od kilkunastu lat, ważną sprawą w kampanii wyborczej staną się kwestie europejskie, sposób obecności Polski w Unii Europejskiej. Ale to dopiero za pół roku. W tej chwili szuka się takich tematów, które emocjonują, które przyciągają ten najtwardszy elektorat.
Część obserwatorów mówi tak: znowu Platforma Obywatelska i reszta opozycji jako swój główny argument przedstawia, że nie jest PiS-em, a zatem będziemy lepsi. I to wtedy, kiedy Polska wchodzi w tej chwili w bardzo trudny czas, mamy głęboki kryzys gospodarczy, mamy zmieniającą się Unię Europejską, status quo geopolityczne, które przestało istnieć i wojnę po drugiej stronie granicy - co oznacza dobrze ponad milion albo więcej uchodźców. To wszystko wymaga odpowiedzi, a nie tylko powiedzenia - nie jesteśmy PiS-em.
Dotyka pan redaktor sprawy dość kluczowej. Niezależnie od tego podstawowego sporu: rząd - opozycja, toczy się w polskiej polityce taki spór między zwolennikami duopolu, który ukształtował się w roku 2005 i jego beneficjentami są PiS i Platforma. Z drugiej strony jest reszta politycznego świata od Konfederacji po Lewicę, do tego Hołownia i PSL, którzy chcieliby wielobiegunowego układu politycznego. I myślę, że też gdzieś między tymi dwoma światami politycznymi też będzie w pewnym sensie toczyła się konkurencja. I dzisiaj Platforma, próbując już wygrać tę konkurencję w przedbiegach, mówi o jednej liście. Mówi o tym, że potrzebny jest taki front jedności anty-PiS. Natomiast PiS wyraźnie skręca w prawo, chce odebrać tlen Konfederacji. Rzeczywiście ten spór jest. Czy Polska potrzebuje polityki wielowektorowej czy rzeczywiście tego starego sporu PiS-PO, który jest coraz mniej funkcjonalny, coraz mniej dotyka kluczowych rozwiązań, coraz mniej proponuje efektywnych rozwiązań do nowoczesnego państwa?
Jest też takie niebezpieczeństwo, na które zwracają uwagę komentatorzy z różnych stron - czy przypadkiem Donald Tusk po tym, jak prowadził przez wiele lat skuteczną ze swojej perspektywy politykę ciepłej wody w kranie, nie będzie chciał wrócić do tej polityki. Wiadomo, że emocje są niezwykle rozgrzane, że pomysł, żeby je trochę złagodzić, mógłby być jakimś projektem politycznym. Ten pomysł zastosował Joe Biden walcząc z Donaldem Trumpem. Wygrał, ale on się potem przestał sprawdzać.
Też tak myślę. Też tak przeczuwałem, że Donald Tusk - niezależnie od takiej retoryki lewicowej -jest takim nowocześnie rozumianym konserwatystą, czyli właśnie takim politykiem, który chce proponować politykę pragmatyczną, związaną z oferowaniem jakości życia, czy badaniem jakości życia. Tak było po roku 2008. Na taką politykę bez idei, bez ostrych sporów, która dawała mu w Platformie bardzo silną pozycję przyjdzie czas, ale dopiero po wyborach, na taki nowocześnie rozumiany konserwatyzm. Póki co Platforma przywdziewa taki strój partii lewicującej i pewnie jeszcze przez kilka miesięcy będzie tym lewicowym sztandarem, który wzięła do ręki, jakoś wymachiwała.
Czy tocząca się wojna, czy jakieś wydarzenia z nią związane, czy np. zapowiadany przez Rosjan masowy napływ migrantów może jakoś przyczynić się do tego, że ten świat, który znamy, przestanie być tak silny i przestanie się tak mocno liczyć?
Wydaje się, że przez dwa ostatnie lata przeszliśmy przez dwie lub trzy bardzo ważne dla państwa próby. To była z jednej strony walka z Covidem, z drugiej strony sprawa napięcia na granicy związanego z uchodźcami i wybuch wojny na Ukrainie. Póki co ten duopol przeszedł przez te trzy sprawdziany obronną ręką. To, co temu duopolowi zagraża dużo bardziej, to są kwestie biograficzne, bo ten system jest oparty na dwóch politykach, którzy prędzej czy później będą musieli pójść na polityczną emeryturę. I to będzie tak naprawdę dla tego duopolu sprawdzian. O tym, że tak jest przekonał nas rok 2014. Odejście jednego z tych dwóch aktorów ze sceny politycznej tym systemem zachwiało. Powrót Donalda Tuska ten duopol na nowo umocnił. Ale ani kariera polityczna Jarosława Kaczyńskiego, ani Donalda Tuska nie są wieczne.