Kampania militarna w Iraku jeszcze się na dobre nie rozwinęła, a amerykańskie media już zaczynają zmieniać ton relacji wojennych. W pierwszych przekazywanych informacjach dało się wyczuć duża dawkę entuzjazmu, dziś słychać więcej obaw i niepokoju.

Pierwsze dni konfliktu w Zatoce Perskiej relacjonowano w USA entuzjastycznie. Może nie było w tym tryumfalizmu, ale dało się wyczuć, że wojna przebiega pomyślnie, a Irakijczycy z pewnością wkrótce się poddadzą; walka zaś będzie krótka, a straty po obu stronach niewielkie. To był wymarzony rozwój inwazji i trzeba przyznać, że media - po raz pierwszy obserwujące rozwój wypadków niemalże z linii frontu - popadły w nieco może przesadzony optymizm.

Dziś zmieniło się to prawie o 180 stopni. Zamach w 101. dywizji, zestrzelenie brytyjskiego samolotu, złapanie amerykańskich jeńców, prawdopodobnie dalsze straty w rejonie Nassiriyi i Umm Qasr, o którym mówiono wcześniej, że został zdobyty - wszystko to sprawia, że znacznie więcej dziś niepokoju i obaw.

Nie zmienia się jednak przekonanie o zwycięskim finale operacji, choć coraz głośniej mówi się, że ofiary mogą być poważne.

Z pewnością dlatego też słychać dziś było częste wypowiedzi amerykańskiej administracji: sekretarz obrony Donald Rumsfeld pojawił w kilku programach telewizyjnych, a prezydent George Bush wypowiedział się po powrocie z Camp David.

Administracja widzi, że musi podbudować morale narodu i musi to zrobić szybko oraz skutecznie.

Foto: RMF z Sky News

20:45