Marcin Wasilewski przeprasza za swój brutalny gest. Zawodnik uderzył łokciem w twarz zawodnika klubu Saint-Truidense podczas meczu ligowego Anderlechtu Bruksela. Polak od dwóch lat nie udziela wywiadów prasie belgijskiej. Tym razem przerwał milczenie i przyznał się do błędu.
"Był to czyn nierozsądny. Naprawdę żałuję tego co zrobiłem. Nawet jeżeli nie miałem zamiaru go zranić, zdaję sobie sprawę, że nie można tego tolerować" - napisał w oświadczeniu opublikowanym przez belgijskie media. Zawodnik podkreślił, że jako ofiara tego typu agresji wie, co to znaczy. "Mam nadzieję, że Peter Delorge czuje się lepiej. Chciałbym go przeprosić za pośrednictwem tego oświadczenia, ale zrobię to także osobiście przez telefon"- napisał.
Belgijscy komentatorzy zaznaczają, że to przyznanie się do winy nie będzie miało wpływu na karę, którą z pewnością otrzyma. Media twierdzą, że i tak Wasylowi się upiekło, bo sędzia Sam Loeman nie widział jego gestu i nie zagwizdał. Polak nie otrzymał więc czerwonej kartki.
Specjalny komitet sportowy wypowie się w tej sprawie trzeciego kwietnia na podstawie filmu, nakręconego podczas spotkania. Wasilewskiemu grozi zawieszenie. W środę zagra jednak przeciwko Zulte Waregem.
Wydawało się, że po brutalnym ataku Axela Witsela, w 2009 roku, który prawie zakończył karierę "Wasyla" (doznał otwartego złamania nogi) ten zacznie grać nieco ostrożniej. Polak przeszedł wtedy trzy skomplikowane operacje, a jego powrót do zdrowia trwał ponad 8 miesięcy. Co więcej, kiedy wreszcie wrócił do składu Anderlechtu to zagrał 10 minut przeciwko ekipie... Saint-Truidense. Wtedy fani zgotowali mu gorącą owację. Teraz jednak nasz obrońca nie może liczyć na wsparcie fanów, a także trenera Ariela Jacobsa.