W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia pojechałem do Ani Dymnej, mieszkającej w jednej z podkrakowskich wiosek, aby uczestniczyć w tradycyjnym domowym kolędowanie pod choinką. Towarzyszyło mi troje podopiecznych Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach: Karina, Krzysztof oraz Janek, główny aktor teatrzyku osób niepełnosprawnych „Radwanek”.
U Ani byli "sami swoi", a wśród nich jej syn, Michał (z gitarą), mąż Krzysztof (dyrektor teatru a zarazem dusza towarzystwa), fotografik Adam Bujak, znany ze wspaniałych albumów, oraz globtroterzy Elżbieta i Andrzej Lisowscy, z którymi powspominałem podróże do Armenii. Z Adamem też, bo robił on zdjęcia w czasie wizyty Jana Pawła II w Erywaniu w 2001 r. Do dziś mam u siebie w domu jego fotografię, którą wykonał mi z papieżem na uroczystej mszy św. w Świętym Mieście Ormian, Eczmiadzynie. Nawiasem mówiąc, Ania też jest Ormianką z pochodzenia, po swojej prababci rodem z Węgier, co przypomina ormiański "chaczkar", podarowany przeze mnie na urodziny, a ustawiony na kominku.
Największe wrażenie na wszystkich gościach robiła piękna choinka w salonie, ozdobiona wyrobami z masy solnej. Szczególnie urokliwa była kompozycja Trzech Króli ze słoniem i żyrafą oraz innymi egzotycznymi zwierzętami. Wszystko ręcznie wykonane. Żadnej chińskiej czy koreańskiej tandety, żadnych reniferów czy bałwanków z supermarketu. Pośpiewaliśmy wspólnie tradycyjne kolędy, ile się tylko dało. Przebojem był "Oj, Maluśki, Maluśki ..". No i pojedliśmy co-nieco, bo pani domu, choć jest aktorką, to jednak nieźle gotuje. Do tego były domowe naleweczki, z tym, że jako kierowca mogłem je co najwyżej powąchać. Na koniec na stół wjechała kutia, przygotowana przez jedną z moich sióstr, Danutę. Obtłuczona i gotowana pszenica z makiem, mocno podlana miodem, ozdobiona orzechami, rodzynkami, figami i innymi bakaliami. Niebo w gębie! Taką samą kutię robiły moja mama i babcia, a wcześniej moja prababcia (rodowita Ukrainka, córka greckokatolickiego księdza spod Sokala).
Ania też robi podobną, bo przecież pochodzi z "kresowej" Legnicy. Późnym wieczorem wróciliśmy do Radwanowic. Wiało i było ciepło. A dziś rano spadł śnieg i zaczęła się zima.