Prawie co piąty polski uczeń ma problemy z nadwagą - alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. I wskazuje winnych - poza rodzicami to szkoły, gminy, a także rząd, którego program przeciwdziałania otyłości zakończył się fiaskiem.
NIK informuje, że w większości polskich szkół działają sklepiki, ale ich półki w dziewięciu na dziesięć przypadków uginają się nie pod tym, co dzieci powinny jeść i pić. Można tam dostać chipsy, słodkie napoje gazowane, słodycze, a w mniejszym zakresie owoce czy warzywa, które są zalecane - mówi prezes Izby Jacek Jezierski. Podkreśla, że dyrektorów szkół, a także władze gmin bardziej interesuje zysk z wynajmu powierzchni pod taki sklepik niż to, co jest w nim sprzedawane. Co więcej, sklepiki oferujące tzw. "śmieciowe jedzenie" znajdowały się w czterech z ośmiu szkół posiadających tytuł "Szkoła promująca zdrowie."
Konkretny przykład ? W Zespole Szkół nr 7 w Olsztynie (w skład którego wchodzi gimnazjum i liceum) niemal jedna trzecia uczniów regularnie nie chodzi na WF. A na przerwach największą popularnością cieszy się sklepik ze "śmieciowym jedzeniem".
Jak ustalił reporter RMF FM większość uczniów, którzy nie chodzą na WF ma stałe zwolnienie lekarskie. Zdaniem nauczycieli, w dużej części nieuzasadnione. Problem w tym, że szkoła nie ma tego jak zweryfikować. Spora część zwolnień jest naciąganych. Mama po prostu przychyla się do prośby dziecka, że trzeba załatwić zwolnienie z powodu przeziębienia, z powodu złego samopoczucia - mówi nauczycielka WF w olsztyńskiej szkole.
Według raportu NIK, tylko w dwóch szkołach na 52 skontrolowane nie stwierdzono przypadków nadwagi i otyłości wśród uczniów; w pozostałych placówkach problem narasta, pomimo formalnie podejmowanych działań zapobiegawczych. Izba podkreśla, że całkowitym fiaskiem zakończył się rządowy program przeciwdziałania otyłości. Dwa i pół miliona na cztery lata to są żadne pieniądze na wszystkie szkoły w Polsce - mówi Jacek Jezierski. Przypomina, że pierwotnie na zakup warzyw i owoców do szkół planowano wydać 16 mln zł.