Ciągły rozwój medycyny sprawia, że coraz częściej życie choremu może uratować przeszczep narządów. Wciąż niestety nie ma dobrego systemu pozyskiwania dawców organów. Ludzie - z różnych przyczyn - odwlekają w czasie decyzję: być czy nie być świadomym dawcą narządów.
Dziennie w Stanach Zjednoczonych przeprowadza się aż 63 zabiegi transplantacji. Codziennie jednak przeciętnie 16 osób umiera nie doczekawszy się przeszczepu. Na listach oczekujących jest ponad 70 tysięcy osób, a 100 tysięcy rocznie nie doczekuje nawet wpisania na listę. Tymczasem organy i tkanki jednego człowieka mogłyby uratować lub przedłużyć życie aż 50 osób. W USA trwa bardzo szeroka akcja popularyzująca już nie tylko decyzję o oddaniu organów do przeszczepu po własnej śmierci, ale także za życia, w przypadku nerki, części wątroby lub płuc. Przed rokiem liczba przeszczepów od żywych osób sięgnęła ponad 4 tysięcy 600, podczas gdy organy pobrano od 5 tysięcy 400 zwłok.
Aby ułatwić decyzję, robi się wszystko, by operację pobrania organów od żywych dawców były jak najbezpieczniejsze i jak najmniej uciążliwe. Coraz częściej też pobiera się organy do przeszczepów od osób starszych. Rozważa się też możliwość tzw. częściowych transplantacji, kiedy dwie osoby ofiarują np. część płuca, aby stworzyć jedno płuco dla osoby potrzebującej. Nadal przeszczepy od osób żywych dotyczą najczęściej najbliższej rodziny. Są też jednak coraz częstsze przypadki wśród przyjaciół, a nawet osób zupełnie obcych.
Brak dawców to także polski problem. W naszym kraju lekarze nie muszą pytać rodziny zmarłego o zgodę na pobranie narządów. Wystarczy, że sprawdzą czy jego nazwiska nie ma w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów. Jeśli jest - sprawa jest jasna. Jeśli nie ma - mogą pobrać dany organ bez pytania o zgodę rodziny. Mimo to pytają. Dlaczego? Posłuchaj relacji naszej poznańskiej reporterki Doroty Wiśniewskiej:
foto Archiwum RMF
07:15