"Uwaga wszyscy! Dajemy silny deszcz, włączamy mocny wiatr... Kamera! Akcja" - krzyczy przez megafon drugi reżyser Bruno Borchólski. Powtarza to po angielsku, bo ekipa jest międzynarodowa. Na rampie nad gigantycznym basenem reżyser Jan Holoubek i autor zdjęć Bartek Kaczmarek pochylają się ze skupieniem przy podglądach i sprawdzają ujęcie. Jesteśmy w belgijskim Lites Water Stage & Film Studios na planie serialu "Heweliusz". To największe podwodne studio filmowe w Europie.

Prace na planie serialu powoli się kończą, w sumie będzie ponad 100 dni. W hali pod Brukselą jest ponad 30 stopni i bardzo wysoka wilgotność. Żeby wejść na nagranie m.in. wodnych scen kaskaderskich muszę założyć specjalne antypoślizowe buty, bo wszędzie się jest mokro i ślisko, a nagrywam zmoczona wodą z armatek. 

Posłuchajcie, co na planie powiedział Borys Szyc, który gra kapitana Andrzeja Ułasiewicza, dowódcę Heweliusza, a także Piotr Rogucki, Tomasz Schuchardt, producentka Anna Kępińska, autor zdjęć Bartek Kaczmarek, montażysta Rafał Listopad i aktor Łukasz Lewandowski:

Zatonięcie promu "Jan Heweliusz" w nocy 13 na 14 stycznia 1993 roku, było największą katastrofą żeglugi cywilnej w Polsce. Z 64 osób na pokładzie uratowało się jedynie 9 członków załogi. Pozostałe 55 pochłonęło morze. To byli obywatele Polski, Austrii, Węgier, Czech, Szwecji i Norwegii. Odnaleziono 39 ciał. Wrak spoczywa na głębokości około 25 metrów. Bałtyk w chwili katastrofy miał 2 stopnie Celsjusza. Wiatr wiał z taką siłą, że nie starczyło skali Beauforta. 

Jak opowiadają twórcy serialu "Heweliusz", to ma być opowieść o tym, jak jedno zdarzenie zmieniło życie wszystkich bohaterów. Ale katastrofa będzie też pretekstem dla historii o ludzkim bólu, stracie, żałobie, ale i o walce z dysfunkcyjnym państwem przede wszystkim o dobre imię zmarłych i o ich godność. 

Premiera serialu w 2025 roku w serwisie Netflix.