Kobieta hodująca krokodyle syjamskie w Tajlandii zabiła 125 tych zwierząt. Bała się, że uciekną podczas trwających w kraju powodzi i będą stanowić zagrożenie dla ludzi. Szacuje się, że na wolności żyje jedynie około 100 osobników tego gatunku.
Deszcz nadwerężył mury fermy i niestety musieliśmy zabić 125 krokodyli, które hodujemy od 17 lat - powiedziała AFP hodowczyni w prowincji Lamphun na północnym zachodzie Tajlandii, Natthapak Khumkad.
Jak dodała, krokodyle syjamskie zostały zabite prądem.
Zdjęcia opublikowane na profilu hodowczyni na Facebooku pokazują koparkę usuwającą z terenu gospodarstwa ciała gadów.
Krokodyle syjamskie mogą osiągać długość trzech metrów. Jest to gatunek endemiczny w Azji Południowo-Wschodniej, na wolności krytycznie zagrożony. W Tajlandii hoduje się te gady ze względu na ich skórę.
Hodowczyni powiedziała, że zwróciła się do władz o zapewnienie krokodylom tymczasowego schronienia na czas powodzi, ale jej prośba została odrzucona z powodu rozmiaru tych zwierząt.
Obawy hodowczyni z Tajlandii wcale nie były irracjonalne. 12 września CNN informował powodzi w ponad 800-tysięcznym Maiduguri, stolicy stanu Borno w północnej Nigerii. Około 280 tys. osób zostało dotkniętych powodzią, a około 200 tys. innych zostało ewakuowanych.
Pracownicy miejscowego zoo powiedzieli, że woda zabiła "ponad 80 proc." dzikiej przyrody w obiekcie i porwała zwierzęta, w tym krokodyle i węże. "Będą stanowić zagrożenie dla ludzi" - powiedział rzecznik nigeryjskiej agencji zarządzania kryzysowego, Manzo Ezekiel.