"Pięć największych grup politycznych w Parlamencie Europejskim uważa, że trzeba użyć wobec Polski artykułu 7 Traktatu o UE, bo wszystkie inne sposoby oddziaływania na Polskę już się wyczerpały" - ogłosił szef europejskich liberałów Guy Verhofstadt na dzień przed debatą w europarlamencie na temat praworządności w Polsce i przyjęciem rezolucji w tej sprawie. Jak donosi korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, na konferencji prasowej w Strasburgu Verhofstadt bez ogródek mówił o sankcjach finansowych wobec naszego kraju.
Szef europejskich liberałów nie zaznaczył, że na razie Parlament Europejski może uruchomić jedynie pierwszy etap procedury opisanej w artykule 7 Traktatu o UE, czyli doprowadzić do stwierdzenia przez Radę UE poważnego zagrożenia dla praworządności w Polsce. Nie zauważył również, że cała procedura opisana w punkcie 1 artykułu 7 jest czasochłonna, a przegłosowanie sankcji w Radzie - mało prawdopodobne.
Verhofstadt ujawnił jednak, że istnieje plan, by do regulacji dotyczących funduszy strukturalnych przyszłego unijnego budżetu wprowadzić takie zmiany, by nie karać obywateli, a jedynie rząd odpowiedzialny za łamanie zasad praworządności.
To odpowiedzialni za to politycy powinni być obiektem takich sankcji, a nie zwykli ludzie - podkreślał szef europejskich liberałów.
Przekonywał, że można tak przeorientować fundusze, by pieniądze płynęły "wprost do miast i obywateli, a nie do polskich władz".
Do przeforsowania takich zmian w unijnych regulacjach budżetowych nie potrzeba jednomyślności. Decyzje zapadają większością głosów.
Verhofstadt nie ukrywał zaś, że celem środowej rezolucji jest doprowadzenie do sankcji wobec Polski. Ta rezolucja zleca komisji LIBE (komisji PE ds. wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych - przyp. RMF FM) rozpoczęcie przygotowań do procedury artykułu 7 Traktatu o UE przeciwko Polsce - stwierdził wprost.
Na konferencji prasowej polityk mówił również o Węgrzech, wobec których PE uruchomił już procedurę artykułu 7 Traktatu o UE. Verhofstadt chwalił się, że z jego inicjatywy liderzy grup politycznych w europarlamencie zobowiązali przewodniczącego PE Antonio Tajaniego, by wezwał ambasadora Węgier w celu wyjaśnienia planu narodowych konsultacji w sprawie imigrantów. Poinformował, że spotkanie już się odbyło, jednak pytany o jego rezultat niewiele mógł powiedzieć.
Na konferencji padły także pytania o to, dlaczego europosłowie będą debatować na temat Polski i Malty, a nie planuje się debaty w sprawie więźniów politycznych w Hiszpanii i łamania praw człowieka w Katalonii. Na te pytania szef liberałów dosyć arogancko odpowiedział: Bo tak zdecydowała większość. Po prostu nie ma debaty, żeby zaczekać na zakończenie procedury prawnej w Hiszpanii.
(e)