Traktat Lizboński nie stoi w sprzeczności z niemiecką konstytucją – orzekł Federalny Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie stwierdzili, iż traktat nie godzi w suwerenność i nie podważa konstytucyjnej zasady władzy parlamentu. Trybunał orzekł jednak również, że zanim prezydent Niemiec Horst Koehler podpisze ustawę o ratyfikacji traktatu, należy wzmocnić pozycję obu izb parlamentu: Bundestagu i Bundesratu w unijnym procesie decyzyjnym.
Wyrok oznacza, że z listy krajów, które dotąd nie zatwierdziły jeszcze zasadniczego prawa zreformowanej Unii, wkrótce powinny zniknąć Niemcy. Wciąż pozostaną na niej Czechy, Irlandia i Polska.
Wczoraj prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że podpisze Traktat Lizboński, jeżeli wyrok w jego sprawie będzie korzystny, a wynik powtórzonego w Irlandii referendum będzie pozytywny. Podobną deklarację złożył również prezydent Vaclav Klaus. W Czechach – podobnie jak w Niemczech - szykuje się jeszcze proces w sprawie zgodności unijnego dokumentu z krajową konstytucją.
Nowy traktat UE zaskarżyli do Trybunału poseł bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) Peter Gauweiler, postkomunistyczna partia Lewica, przewodniczący Partii Ekologiczno-Demokratycznej Klaus Buchner, a także grupa polityków i ekonomistów, na czele której stoi były eurodeputowany i syn przywódcy nieudanego spisku na życie Hitlera w 1944 roku Franz Ludwig Schenk Graf von Stauffenberg.
Choć ich argumenty nieco się różniły, to wszyscy skarżący mieli wspólny cel: zapobiec nadaniu zbyt szerokich - ich zdaniem - kompetencji instytucjom UE oraz powstrzymać ograniczenie suwerenności państwa.