Emmanuel Macron powierzył misję stworzenia nowego rządu we Francji umiarkowanie prawicowemu politykowi Michelowi Barnierowi. Negocjacje w sprawie premiera trwały prawie dwa miesiące.
Jak głosi komunikat Pałacu Elizejskiego, Emmanuel Macron powierzył Michelowi Barnierowi misję stworzenia rządu po upewnieniu się, że premier i jego rząd mogą liczyć na stabilność i uzyskanie jak najszerszego poparcia.
Prezydent Francji ostateczną decyzję podjął po tygodniach konsultacji z partiami politycznymi i prawie dwa miesiące po wyborach parlamentarnych, zakończonych 7 lipca.
Decyzja gospodarza Pałacu Elizejskiego oznacza niepowodzenie lewicy, największej siły w parlamencie, w realizacji dążeń do utworzenia rządu. Lewicowy blok Nowy Front Ludowy (NFP) proponował własną kandydatkę - Lucie Castets.
Wbrew żądaniom lewicy Macron nie mianował Castets na premiera, powołując się na to, że program NFP nie może liczyć na większość w parlamencie.
Michel Barnier w przeszłości był najmłodszym parlamentarzystą i najmłodszym szefem departamentu Sabaudii. Na stanowisku ministerialnym pojawił się po raz pierwszy w 1993 roku - kierował wtedy resortem środowiska. Następnie, za prezydentury Jacques'a Chiraca i później Nicolasa Sarkozy'ego, trzykrotnie był ministrem w różnych resortach, w tym w latach 2004-2005 stał na czele MSZ Francji.
Bardziej jednak znany jest na forum europejskim, bowiem tekę komisarza UE powierzono mu dwukrotnie. Mało tego - w latach 2016-2021 był głównym negocjatorem w sprawie brexitu.
73-latek zna więc od podszewki funkcjonowanie UE i niektórzy obserwatorzy twierdzą, że w Brukseli nauczył się, iż w relacjach międzynarodowych konieczne są kompromisy. Z drugiej strony jednak potrafi być też twardym negocjatorem, co pokazał w kwestii brexitu.
Szef francuskiego skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordan Bardella zapowiedział, że jego ugrupowanie przeanalizuje "na podstawie faktów" zapowiedzi polityczne Michela Barniera, jego działania i rozstrzygnięcia w sprawie budżetu. "11 milionów wyborców RN zasługuje na szacunek i to jest nasze pierwsze żądanie" - oświadczył Bardella w komunikacie na platformie X.
Dodał następnie, że jego partia domaga się działań w kwestiach, które ocenił jako najważniejsze dla obywateli: siły nabywczej, bezpieczeństwa i imigracji. "Pozostawiamy sobie wszelkie polityczne środki działania, jeśli nie dojdzie do tego w najbliższych tygodniach" - zapowiedział Bardella.
Chwilę wcześniej szefowa skrajnej prawicy Marine Le Pen zapowiedziała, że RN poczeka na expose Barniera w parlamencie i będzie wyczulone na "szacunek dla wyborców partii". Oceniła też, że Barnier "wydaje się spełniać co najmniej jedno kryterium", którego żądała skrajna prawica, tj. "będzie zdolny do tego, by zwrócić się do RN (...), tak samo, jak do innych grup" w parlamencie.
Oznacza to, że skrajna prawica nie poprze natychmiast ewentualnego wotum nieufności wobec Barniera.
Zjednoczenie Narodowe i sprzymierzony z nim odłam prawicowej partii Republikanie mają razem ponad 140 mandatów w parlamencie i ich poparcie ma znaczenie dla utrzymania nowego rządu.
Szef lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon ocenił, że wyznaczenie Michela Barniera nastąpiło "przy zezwoleniu, a być może za sugestią Zjednoczenia Narodowego (RN)", czyli skrajnej prawicy. Stało się tak, mimo że głównym celem podczas drugiej tury wyborów było - jak przypomniał - niedopuszczenie do wygranej RN.
Szef Francji Nieujarzmionej (LFI) podkreślił, że lewicowa koalicja Nowy Front Ludowy (NFP) zdobyła najwięcej mandatów w wyborach, mimo to - jak oświadczył Melenchon - nowy premier nie będzie pochodził z lewicy, a więc "wybory zostały skradzione".
Wezwał do "jak największej mobilizacji" w najbliższą sobotę, 7 września. Wcześniej LFI zapowiadała na ten dzień protesty przeciwko Emannuelowi Macronowi.
Szef Partii Socjalistycznej (PS) Olivier Faure w reakcji na wybór Barniera podkreślił, że premierem zostaje polityk partii, która zajęła w wyborach dopiero czwarte miejsce. Chodzi o partię Republikanie, która - jak przypomniał Faure - nie brała udziału we wspólnym froncie sił politycznych przeciwko skrajnej prawicy w drugiej turze wyborów. Szef socjalistów nazwał decyzję Macrona "zaprzeczeniem demokracji doprowadzonym do apogeum".