Brytyjski dziennik „The Guardian” donosi, że na lotnisku w Bagdadzie istniało tajne więzienie - Camp Nama. Miało być prowadzone przez siły specjalne USA i Brytyjczyków. Gazeta powołuje się na brytyjski personel wojskowy, który ujawnił tę informację w 10. rocznicę ataku na Irak.
Informatorzy gazety twierdzą, że w Camp Nama znęcano się nad irackimi więźniami, na ogół zatrzymywanymi nocą przez jednostkę specjalną i zwożonymi śmigłowcem. Na głowy zakładano im kaptury, by ich zdezorientować, rażono ich prądem, przetrzymywano przez dłuższy czas w ciasnych pomieszczeniach, zimnych w nocy i gorących za dnia.
Są też doniesienia o przesłuchaniach odbywających się w dźwiękoszczelnych kontenerach, z których więźniowie wychodzili fizycznie zmaltretowani. Według jednej z relacji iracki inwalida mający protezę nogi został tą protezą pobity. Irakijczyków przesłuchiwali zarówno wojskowi, jak i cywile.
Według "Guardiana" każdorazowo mogło w ośrodku przebywać ok. 100 więźniów. Rozpoczął on działalność tuż po inwazji USA na Irak 20 marca 2003 r., a latem 2004 r. przeniósł się do innej części Bagdadu.
O ile znęcanie się nad więźniami i torturowanie ich w więzieniu Abu Ghraib jest dość dobrze udokumentowane, o Camp Nama nie było dotychczas wiadomo, przynajmniej w Wielkiej Brytanii.
Dwie eskadry RAF-u i jedna korpusu lotniczego armii pełniły w Camp Nama funkcje transportowe i patrolowe. Za administrowanie obozem odpowiadała brytyjsko-amerykańska jednostka sił specjalnych TF 121 (Task Force 121) przemianowana następnie na TF6-26.
Jej pierwotnym zadaniem było znalezienie ludzi mogących naprowadzić Amerykanów na irackie składy broni masowego rażenia. Gdy okazało się, że takiej broni nie ma, głównym zadaniem TF 121 było ustalenie, gdzie ukrywa się obalony dyktator Saddam Husajn. Po jego egzekucji rolą jednostki było rozpracowanie Al-Kaidy, która zdobyła sobie w Iraku przyczółek, korzystając z ogólnego chaosu.
W 2003 roku ponad 30 żołnierzy sił specjalnych miało zostać ukaranych dyscyplinarnie, ale nie wpłynęło to na poprawę traktowania więźniów.
Częstym gościem ośrodka był podobno gen. Stanley McChrystal - dowódca wspólnych brytyjsko-amerykańskich operacji specjalnych. Ówczesny brytyjski minister obrony Geoff Hoon skonfrontowany z tymi doniesieniami oświadczył, że nigdy o Camp Nama nie słyszał.