Już drugi dzień lekarze nie przychodzą do pracy w szpitalach na Słowacji. W ten sposób protestują między innymi przeciw niskim zarobkom. Lecznica w Żylinie, niedaleko polskiej granicy, nie jest w stanie zagwarantować pacjentom pomocy nawet w nagłych przypadkach - zagrażających życiu.

Jak informuje nasz reporter Maciej Pałahicki, na oddziale neurologii placówki w Trnawie pozostał tylko ordynator. Kłopoty mają także szpitale wzdłuż naszej granicy: w Dolnym Kubinie, Liptowskim Mikulaszu i Przeszowie.

Na dodatek ruszył właśnie sezon w największym ośrodku narciarskim na Słowacji - w Jasnej. Połamani narciarze zawsze byli przewożeni stamtąd do szpitala w Liptowskim Mikulaszu. Teraz jednak ani oddział urazowy, ani ortopedyczny nie przyjmują nowych pacjentów. Poszkodowanych na stoku karetki będą przewozić do oddalonego o prawie 70 km szpitala w Popradzie.

Mimo trudnej sytuacji, do tej pory żaden słowacki pacjent nie zgłosił się do szpitali po polskiej stronie: w Zakopanem, Nowym Targu czy Nowym Sączu. Dyrektorzy placówek zapewniają, że są do tego przygotowani, a nawet będą z tego zadowoleni.NFZ płaci osobno za pacjentów zagranicznych i jest to poza kontraktem, a więc dodatkowo zwiększa wpływy szpitali.