Strajki zorganizowane przez organizację "Extinction Rebellion" - nawołującą do pilnych działań na rzecz powstrzymania zmian klimatycznych mają odbyć się w 60 miastach na całym świecie. Działacze - walczący z biernym traktowaniem zmian klimatu - zablokowali między innymi Berlin i Amsterdam. W Londynie aresztowano 135 uczestników akcji protestu - poinformowała policja metropolitalna.
"Według stanu na godzinę 12:30 (13:30 w Polsce) przeprowadzono 135 zatrzymań" - napisała na Twitterze policja.
Wcześniej londyńska policja informowała o aresztowaniu w Londynie 21 osób.
Aktywiści z "Extinction Rebellion" planują protestować przez dwa tygodnie w ok. 60 miastach na świecie, oprócz Londynu m.in. w Berlinie, Amsterdamie, Nowym Jorku i Sydney.
W Londynie działacze tej organizacji, zamykając się w samochodach, zablokowali most i kilka ulic w dzielnicy Westminster, gdzie mieszczą się budynki rządowe. Z kolei przed siedzibą ministerstwa obrony odbyła się pikieta. W ciągu dnia planowane są podobne blokady w pobliżu siedziby parlamentu i na Trafalgar Square, jak również siedząca manifestacja na lotnisku London City.
Jak przewidują aktywiści, demonstracje w brytyjskiej stolicy będą pięć razy liczniejsze niż te, które miały miejsce w kwietniu. Spodziewają się, że w ciągu dwóch tygodni protestów w Londynie weźmie w nich udział ok. 30 tys. osób.
Kwietniowe protesty "Extinction Rebellion" w Londynie trwały przez 11 dni. W ich czasie aresztowano ponad 1000 osób, z czego 850 postawiono różne zarzuty naruszania porządku publicznego, a 250 z nich dotychczas uznano za winne.
W zeszłym tygodniu londyńska policja poinformowała o zmobilizowaniu tysięcy dodatkowych funkcjonariuszy w związku z protestami i zapowiedziała, że każdy, kto złamie prawo, nawet podczas pokojowych demonstracji, musi się liczyć z aresztowaniem
Aktywiści z grupy "Extinction Rebellion" rozpoczęli blokadę jednego z głównych rond w centrum Berlina wokół Kolumny Zwycięstwa (Siegessaeule) w parku Tiergarten. Działacze domagają się od rządu zdecydowanych działań na rzecz ochrony klimatu.
Blokada rozpoczęła się wcześnie rano, przed szczytowym natężeniem ruchu. Policja i berlińskie przedsiębiorstwo transportu publicznego informowały o utrudnieniach i zalecały objazdy.
W porannej akcji udział wzięło około tysiąca osób. W planie strajku znalazło się m.im. przemówienie aktywistki transportującej migrantów z Morza Śródziemnego do Europy Caroli Rackete. Natomiast przy Placu Poczdamskim, gdzie znajdują się liczne biurowce, ma odbyć się wiec. Z podawanych informacji wynika, że "klimatyczni zadymiarze", jak określa grupę berliński tabloid "BZ", oszczędzą metro i kolej miejską. Istnieją jednak obawy, że będą próbowali blokować lotniska.
Przeszkadzamy, bo nie widzimy innej możliwości wymuszenia przeprowadzenia głębokiej i powszechnej zmiany, która zapobiegłaby zmianom klimatu. Polityka klimatyczna rządu poniosła fiasko: lasy płoną, podnosi się poziom oceanów, dzikie zwierzęta masowo wymierają. Ludzkości grozi zagłada - tłumaczyła poniedziałkową blokadę w Berlinie Eva Escosa-Jung, jedna z działaczek grupy.
Ludzie widzą, że demonstracje nie wystarczą i należy sięgnąć po poważniejsze środki - mówiła Annemarie Botzki, rzeczniczka aktywistów w RFN, którzy uważają, że zmiany klimatyczne doprowadzą do masowego wymierania gatunków.
Rząd musi działać natychmiast, żeby powstrzymać wymieranie i do 2025 roku osiągnąć zerowe emisje CO2 netto. Rząd powinien ogłosić klimatyczny stan wyjątkowy i zwołać zgromadzenie obywatelskie, które opracuje konkretne działania mające przeciwdziałać katastrofie klimatycznej - podsumowała postulaty rzeczniczka "Extinction Rebellion".
Dotychczasowe akcje "Extinction Rebellion" w Niemczech przebiegały pokojowo. Funkcjonariusze policji nie wykluczają jednak, że do protestów mogą się przyłączyć też inne grupy.
Odpowiedzialny za sprawy wewnętrzne w landowym rządzie Berlina Andreas Geisel z SPD oznajmił w poniedziałek, że niezgłoszoną w żadnym urzędzie akcję "Extinction Rebellion" można traktować jako spontaniczną demonstrację, co jest dopuszczalne przez prawo. Ostrzegł jednocześnie, że policja jest gotowa do zdecydowanych działań, gdyby miało dojść do aktów przemocy lub zagrożona byłaby infrastruktura krytyczna, jak np. lotniska.
Szef Urzędu Kanclerskiego Helge Braun uważa z kolei demonstrowanie na rzecz ochrony klimatu za rzecz całkowicie zrozumiałą. Niedopuszczalne jest jednak - jego zdaniem - powodowanie niebezpiecznego chaosu w ruchu drogowym.
Szef liberalnej partii FDP, która w Bundestagu zasiada w ławach opozycji, Christian Lindner zwraca uwagę, że ekstremalne żądania grupy są de facto kwestionowaniem demokracji, podobnie jak sposób jej działania.
W odróżnieniu od ruchu "Fridays for Future" założonego przez 16-letnią Szwedkę Gretę Thunberg, aktywiści "Extinction Rebellion", jak sami przyznają, są gotowi do łamania prawa, by zwrócić na siebie uwagę. Argumentują przy tym, że procesy parlamentarne ostatnich 30 lat nie doprowadziły do podjęcia działań koniecznych dla ochrony klimatu.
Berliński socjolog Dieter Rucht uważa, że nie należy przeceniać wpływów "Extinction Rebellion". "Jest to mocno rozdmuchane. Przerost formy nad treścią" - mówi naukowiec z Instytutu Badań nad Ruchami Społecznymi i Protestu.
Zwraca uwagę, że wywodząca się z Wielkiej Brytanii organizacja działa na zasadzie franczyzy: wystarczy kilka kliknięć na stronie internetowej, żeby założyć filię. "W ten sposób "Extinction Rebellion" tworzy wrażenie, że jest reprezentowana w wielu miejscach na całej kuli ziemskiej. Jest to jednak w gruncie rzeczy reprezentacja wirtualna" - ocenia ekspert.
Na wydarzenia w niemieckiej stolicy, zaplanowane do 13 października, zarejestrowało się przez media społecznościowe około 6 tys. osób.
Setki aktywistów klimatycznych zablokowały rano główną arterię komunikacyjną w Amsterdamie, apelując do władz Holandii o podjęcie działań na rzecz walki ze zmianami klimatu.
Protestujący, wśród których są działacze organizacji "Extinction Rebellion", wykrzykują hasło "rebelia!". Policja wydała zgodę na demonstrację pod warunkiem, że nie dojdzie do zablokowania ruchu.
Zebrani ignorowali wezwania sił bezpieczeństwa do przeniesienia się na pobliski plac. Policja poinformowała o zatrzymaniu protestujących, którzy nie chcieli opuścić ulicy w pobliżu popularnego wśród turystów Rijksmuseum (Muzeum Narodowe). W wydanym oświadczeniu przekazano, że działania funkcjonariuszy miały na celu deeskalację i upłynnienie ruchu.