Parlament Kosowa przyjął w piątek ustawę o utworzeniu przez to państwo własnej armii. Przeciwko tej decyzji protestuje Serbia, która ostrzega, że nie przyczyni się to do zwiększenia bezpieczeństwa w regionie.
Za przyjęciem ustawy głosowało jednomyślnie wszystkich 107 deputowanych obecnych podczas posiedzenia. Głosowanie zbojkotowało 11 przedstawicieli mniejszości serbskiej.
Zgodnie z ustawą, istniejące obecnie, liczące 4000 osób, lekko uzbrojone Siły Bezpieczeństwa Kosowa - które zajmują się głównie obroną terytorialną i reagowaniem na sytuacje kryzysowe - zostaną przekształcone w regularną armię. Docelowo ma ona liczyć 5000 osób stałego personelu i 3000 rezerwistów. Według rządu w Prisztinie, proces tworzenia armii potrwa co najmniej 10 lat. Utworzone zostanie też ministerstwo obrony, którego obecnie w Kosowie nie ma. Od czasu interwencji NATO w 1999 r. za bezpieczeństwo Kosowa odpowiadają kierowane przez Sojusz siły międzynarodowe.
Zapis o utworzeniu armii znajduje się w konstytucji Kosowa, jednak od czasu proklamowania w 2008 r. niepodległości, władze tego kraju nie podjęły żadnych kroków w tym kierunku, próbując uzgodnić tę kwestię z przedstawicielami kosowskich Serbów. Obawiają się oni, że wojsko może zostać wykorzystywane do czystek etnicznych na zamieszkanej przez serbską mniejszość północy Kosowa.
Rząd w Prisztinie kategorycznie zaprzecza zarówno temu, jak i obawom, że wojsko mogłoby zostać wykorzystane przeciw samej Serbii. Armia Kosowa nigdy nie będzie użyta przeciwko nim (Serbom) - oświadczył premier Ramush Haradinaj, dodając: Armia Serbii będzie miała teraz partnera - armię Kosowa - w procesie pokojowym i nie upłynie wiele czasu zanim będziemy służyć razem.
Te argumenty nie przekonują jednak Serbii, która nie uznaje niepodległości swojego byłego regionu autonomicznego. W reakcji na decyzję parlamentu premier tego kraju Ana Brnabić oświadczyła: Serbia będzie próbowała dalej podążać drogą pokoju i stabilności, drogą ku dostatkowi. Dodała jednak, że decyzja kosowskiego parlamentu nie przyczyni się do poprawy sytuacji. Dzisiejszy dzień nie przyczynia się do współpracy i stabilności w regionie - mówiła.
Nikola Selaković, doradca prezydenta Serbii Aleksandara Vuczicia, powiedział w serbskiej telewizji publicznej, że wśród możliwych reakcji są uznanie przez Serbię Kosowa za terytorium okupowane i użycie sił zbrojnych, choć jak zastrzegł, obie wymagałyby zgody rządu i parlamentu. Sam zaś Vuczić, który w czwartek mówił, że utworzenie kosowskich sił zbrojnych będzie prowokacją i może zaszkodzić bezpieczeństwu w regionie, w najbliższym czasie ma odwiedzić serbskie oddziały stacjonujące w pobliżu granicy z Kosowem.
Jednak zdaniem analityków, serbska interwencja w Kosowie jest mało prawdopodobna. Uregulowanie wzajemnych stosunków jest jednym z warunków wejścia obu krajów do Unii Europejskiej, o co zabiegają zarówno Belgrad i Prisztina.
(nm)