W ciągu tygodnia okaże się, czy rozpocznie się rosyjsko-ukraiński rozwód. Tylko siedem dni pozostało na wypowiedzenie umowy o przyjaźni i współpracy między obydwoma krajami. Jak jednak przewidują niektórzy eksperci, ewentualne rozstanie może Kijów drogo kosztować.
Często przy rozstaniach ludzi dochodzi do kłótni o podział majątku. W przypadku Rosji i Ukrainy takim elementem może być Krym. Rosyjscy politycy nie od dziś bowiem twierdzą, że półwysep to Rosja. Nieprzedłużenie umowy rozwiązałoby ręce Kremlowi, który mógłby otwarcie zażądać nowego uregulowania statusu mniejszości rosyjskiej.
Funkcjonuje także drugi scenariusz. Rosja poczeka do grudnia, aby upewnić się, że NATO nie podejmie żadnych decyzji w sprawie członkostwa Ukrainy. Wtedy uruchomi „miękki wariant gruziński”. Rozpoczęłyby się spontaniczne wystąpienia ukraińskich Rosjan, a także nacisk ekonomiczny i polityczny, którego celem byłoby ostateczne zmarginalizowanie prezydenta Wiktora Juszczenki. Dzięki temu Rosja mogłaby zawrzeć umowy pogłębiające wzajemną przyjaźń, czyli de facto w pełni odzyskać Ukrainę.
W niedawnym wywiadzie dla brytyjskiego dzienika "The Times" ukraiński przywódca stwierdził, że jego kraj musi zbliżyć się do Sojuszu Północnoatlantyckiego, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo i suwerenność.