Do prawdziwej bitwy doszło w tajwańskim parlamencie, gdy deputowani rządzącej partii i ich sojusznicy próbowali nie dopuścić do głosowania nad wnioskiem opozycji. Chodziło o powołanie niezależnej rady nadzoru mediów.
W ruch poszły pięści, nogi; ciosy zadawano nawet telefonami komórkowymi. Jeden z opozycyjnych deputowanych został trafiony takim aparatem i trafił do szpitala z rozciętą brwią i podbitym okiem.
Mam nadzieję, że moje poświęcenie było coś warte i już więcej nie będzie politycznych kłótni na rękoczyny - powiedział potem.
Deputowani parlamentu na Tajwanie słyną ze swej porywczości. Na sali obrad niejednokrotnie dochodziło już do bójek - w powietrzu latały krzesła, buty, a nawet jedzenie. W ubiegłym tygodniu typowo "kobiecą" walkę stoczyły dwie posłanki, targając się za włosy.