W Hongkongu rozpoczął się w sobotę 15. z rzędu weekend prodemokratycznych protestów. W kilku miejscach miasta doszło do przepychanek pomiędzy antyrządowymi demonstrantami a propekińskimi lojalistami. Zwaśnione grupy rozdzielała policja. Zatrzymano kilka osób.
Mimo tych incydentów na ulicach miasta panuje względny spokój - oceniają komentatorzy. W poprzednich tygodniach regularnie dochodziło do brutalnych starć policji z radykalnymi grupami protestujących.
Dziś setki prodemokratycznych demonstrantów złamały wydany przez władze zakaz i rozpoczęły marsz protestu w miejscowości Tin Shui Wai na hongkońskich Nowych Terytoriach. Pochód został zatrzymany przez oddziały prewencyjne policji.
Napięta sytuacja w Tin Shui Wai utrzymywała się, ale nie pojawiły się doniesienia o poważniejszych starciach. Według władz demonstranci na pewien czas częściowo zablokowali ruch na niektórych ulicach. Protestujący opuścili okolicę ok. godz. 20.30 czasu miejscowego (godz. 14.30 w Polsce) - podała publiczna stacja RTHK.
Tymczasem setki uczniów szkół średnich wzięły udział w pikiecie na placu Edinburgh Place w dzielnicy finansowej Central na wyspie Hongkong, by wyrazić poparcie dla protestujących. Była to jedyna tego dnia prodemokratyczna demonstracja, na którą policja wyraziła zgodę.
W kilku miejscach Hongkongu doszło do przepychanek pomiędzy propekińskimi lojalistami a zwolennikami antyrządowych protestów. Chaotyczne sceny rozegrały się m.in. wewnątrz i w okolicy centrum handlowego Amoy Plaza w miejscowości Kowloon Bay. Rywalizujące grupy kilkakrotnie musiała tam rozdzielać policja, która zatrzymała w związku z tym kilka osób.
Sympatycy Pekinu od rana niszczyli tzw. ściany Lennona - oklejone samoprzylepnymi karteczkami z hasłami poparcia dla demokracji i sprzeciwu wobec władz i policji. Miejsca te, inspirowane słynną ścianą Johna Lennona w Pradze, stały się symbolem walki o wolność w Hongkongu.
Pierwsza ściana Lennona w Hongkongu powstała w 2014 roku w czasie rewolucji parasolek, której uczestnicy bezskutecznie usiłowali wymusić na władzach demokratyczne reformy. Na fali trwających obecnie protestów w mieście pojawiły się dziesiątki, a według niektórych szacunków nawet ponad 150 takich miejsc.
Protesty zaczęły się od sprzeciwu wobec zgłoszonego przez władze Hongkongu projektu zmian prawa, który miał między innymi umożliwić ekstradycję podejrzanych do Chin kontynentalnych. U podstaw tego sprzeciwu leży brak zaufania do chińskiego wymiaru sprawiedliwości oraz poczucie, że rząd centralny stopniowo ogranicza autonomię Hongkongu.
Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam obiecała niedawno, że wycofa kontrowersyjny projekt, ale nie przychyliła się do żadnego z czterech pozostałych postulatów protestujących. Żądają oni powołania niezależnej komisji do zbadania działań rządu i rzekomych przypadków nadużycia siły przez policję, nienazywania demonstracji "zamieszkami", uwolnienia wszystkich zatrzymanych demonstrantów oraz demokratycznych wyborów władz regionu.