Nie tylko polskim politykom trudno jest rozstać się z przywilejami. W Niemczech ostatnimi dniami gromy spadają na głowę Christiana Wulffa. Były prezydent RFN, który w czwartek oficjalnie ustąpił z powodu oskarżeń o korupcję, nie chce zrezygnować z państwowo przysługującego mu biura i samochodu.
Przeciwnicy polityczni Wulffa planują zmianę przepisów dotyczących ustępujących prezydentów. Teraz należą im się państwowe fundusze na biuro i samochód z kierowcą. Sytuacja prezydenta, który oficjalnie złożył urząd w czwartek, jest jednak wyjątkowa - nie odchodzi jako mąż stanu, ale wyniku dymisji. Na jego uroczyste pożegnanie nie przyjechali byli prezydenci ani goście zza granicy.
Kilka dni temu w Niemczech rozgorzała też dyskusja na temat dożywotniej emerytury prezydenta, która w języku niemieckim nazywa się pensją honorową. Przeciwnicy Christiana Wulffa komentują jednak, że ustępujący prezydent honoru nie ma - dostał emeryturę, a teraz wyciąga ręce po kolejne państwowe pieniądze. O argumenty na obronę Wulffa trudno, jedynym pozostaje chyba tylko ten, że nie kopie się leżącego.
Christian Wulff w czwartek wieczorem został uroczyście pożegnany. Ceremonię, która odbyła się w ogrodach zamku Bellevue w Berlinie, zagłuszyli demonstranci wyposażeni w wuwuzele, trąbki i gwizdki. Według policji w protestach uczestniczyło blisko 250 osób. Oprócz hałasu wuwuzeli i gwizdów słychać również było okrzyki: Hańba!. Uroczystości jednak nie przerwano.