Premier Sri Lanki Ranil Wickremesinghe ostrzegł dziś, że na wyspie wciąż znajdują się bojownicy i materiały wybuchowe. Dodał też, że możliwe są zwolnienia niektórych urzędników ze względu na zlekceważenie ostrzeżeń przed atakami z Niedzieli Wielkanocnej.
W raporcie z 11 kwietnia policja informowała, że służby wywiadowcze obcego państwa ostrzegały, iż lokalna organizacja islamistyczna National Thowheeth Jama'ath (NTJ) może dokonać ataków na kościoły.
Premier jednak nie wiedział o tych ostrzeżeniach, ponieważ przez spór z prezydentem Maithripalą Siriseną nie miał dostępu do raportów wywiadowczych.
Premier Wickremesinghe powiedział we wtorek, że zdaniem rządu IS rzeczywiście mogło mieć związki z zamachami.
Będziemy badać twierdzenia IS, wierzymy, że mogą być związki - powiedział szef lankijskiego rządu na konferencji prasowej. Dodał, że agencje bezpieczeństwa obserwują Lankijczyków, którzy dołączyli do IS i wrócili do kraju.
Wcześniej władze informowały, że odpowiedzialna za zamachy jest niewielka lokalna radykalna grupa islamska o nazwie NTJ oraz że ataki zostały przeprowadzone z pomocą zagranicznej siatki terrorystycznej.
Również dziś rzeczniczka amerykańskiego FBI poinformowała, że agencja wpiera lankijskie władze w śledztwie dotyczącym zamachów z Niedzieli Wielkanocnej.
Zmiany w strukturach policji i na szczeblach kierowniczych krajowych służb bezpieczeństwa powiedział także lankijski prezydent Maithripala Sirisena.
W nadchodzących tygodniach całkowicie zrestrukturyzuję policję i siły bezpieczeństwa. Oczekuję zmian w kierownictwie służb obronnych w ciągu najbliższych 24 godzin - powiedział prezydent w orędziu do narodu. Jak dodał - Urzędnicy służb bezpieczeństwa, którzy mieli raport wywiadu od innego państwa, nie przekazali mi go. (Gdyby tak zrobiono - przyp. red.), podjęto by odpowiednie kroki. Zdecydowałem o podjęciu surowych działań wobec tych urzędników - zapowiedział szef państwa.
W niedzielę w skoordynowanych zamachach na kościoły i luksusowe hotele na Sri Lance zginęło 321 osób, a ok. 500 zostało rannych. Odpowiedzialność za ataki wzięło na siebie Państwo Islamskie (IS). Powiązana z organizacją agencja prasowa Amaq nie podała jednak na to żadnych dowodów.