Ponad 40 osób aresztowała amerykańska policja drugiej nocy zamieszek w mieście Ferguson w stanie Missouri. Wybuchają one po decyzji przysięgłych o niepostawieniu w stan oskarżenia policjanta, który w sierpniu zastrzelił czarnego nastolatka.
Noc z wtorku na środę w liczącym 21 tysięcy mieszkańców Ferguson była nieco spokojniejsza niż miniona. W nocy z poniedziałku na wtorek aresztowano ok. 60 ludzi. Doszło wówczas do podpaleń, plądrowania, aktów wandalizmu; sporadycznie z tłumu padały też strzały z broni palnej, policja odpowiedziała gazem łzawiącym i granatami dymnymi.
O spokój w Ferguson zaapelował we wtorek prezydent Barack Obama. Krytykując uczestników poniedziałkowych zamieszek, oświadczył, że nie można protestować podpalając jednocześnie domy i samochody.
Protesty rozlały się na kilkanaście amerykańskich miast, m.in. Nowy Jork, Chicago, Boston i Seattle. Do niepokojów doszło w Oakland w Kalifornii, gdzie uczestnicy zamieszek niszczyli wozy policyjne i punkty usługowe w centrum miasta. W kilku miejscach, m.in. salonie z zabytkowymi samochodami i z telefonami komórkowymi, protestujący dopuścili się rabunków.
9 sierpnia 18-letni Michael Brown został zastrzelony na ulicy przez białego policjanta Darrena Wilsona. Policja z Ferguson twierdzi, że nastolatek zachowywał się agresywnie, natomiast świadkowie utrzymują, że Wilson strzelał do nieuzbrojonego Browna, choć ten stał z rękami podniesionymi do góry
Śmierć Browna lokalna czarna społeczność odebrała wówczas jako przestępstwo na tle rasowym. Rozpoczęły się rozruchy i starcia z policją, podczas których doszło do rabowania i demolowania sklepów.