Polska wydała Rosji Aleksandra Ignatienkę, a tamtejsza prokuratura twierdzi, że... nie ma dowodów jego winy. Zatrzymany w Zakopanem były wiceszef prokuratury obwodu moskiewskiego jest głównym podejrzanym w sprawie ochraniania nielegalnych kasyn pod Moskwą. Prokuratura Generalna uznała teraz jednak, że dotychczasowa praca śledczych nadaje się do kosza.
Nie ma dowodów winy byłego prokuratora, więc nie ma mowy o akcie oskarżenia. Śledztwo wprawdzie przedłużono, ale takie stanowisko Prokuratury Generalnej oznacza, że szanse na proces i skazanie Ignatienki są teraz bardzo niewielkie.
Polska wydała Ignatienkę Rosjanom w lutym tego roku. Warunkiem ekstradycji było wycofanie przez rosyjski Komitet Śledczy jednego z dwóch zarzutów postawionych mężczyźnie. Zarzut ten dotyczył doprowadzenia jednego z organizatorów przemysłu hazardowego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Pierwszy zarzut, który ostatecznie utrzymano, mówił zaś o tym, że od sierpnia 2009 roku do kwietnia 2010 roku Ignatienko jako pierwszy zastępca prokuratora obwodu moskiewskiego zdecydował się nie ścigać nielegalnej, związanej z organizacją przemysłu hazardowego działalności czterech osób. Według Komitetu Śledczego, przyjął za to łapówkę w wysokości mniej więcej 1,5 miliona dolarów.
Ignatienko nie przyznał się do winy.