Polska oficjalnie zgłosiła 20 żołnierzy do misji szkoleniowej w Mali. Będą szkolić armię malijską z logistyki, zajmować się koordynacją transportu powietrznego oraz szkoleniem w zakresie rozbrajania ładunków wybuchowych. Decyzja polskiego rządu spotkała się z pozytywną reakcją unijnych dyplomatów. Misję będą natomiast chronić wojskowi z Hiszpanii, Włoch i Francji.
W Brukseli zakończyła się konferencja generacji sił do unijnej misji w Mali. Jak dowiedziała się dziennikarka RMF FM w Brukseli, Polacy nie mają w niej obecnie szans na żadne wyższe stanowisko. Dlaczego? Ponieważ wysyłamy głównie podoficerów. Żeby otrzymać wysokie stanowisko w tej misji, trzeba także znać dobrze język francuski - powiedział Katarzynie Szymańskiej-Borginon jeden z oficerów w Brukseli.
Rozstrzygnięto także najważniejszy obecnie problem, czyli stworzenie sił ochraniających unijną misję szkoleniową (force protection). Początkowo Francuzi obiecywali, że zapewnią unijnej misji bezpieczeństwo. Później zaczęli jednak namawiać inne kraje do udziału. Sugerowali także udział polskich żołnierzy np. tych, którzy będą zajmować się rozminowywaniem. Granica między szkoleniem, a działaniem rzeczywistym jest dosyć płynna - przekonywał inny wojskowy.
Jednak jak zapewniają polscy dyplomaci, "nasi żołnierze będą brać udział wyłącznie w misji szkoleniowej". Ostatecznie "siły ochronne" zapewnią Hiszpanie i Włosi wspierani przez Francuzów. Niemcy wraz z Węgrami będą odpowiadać za wsparcie medyczne, natomiast Belgowie zajmą się ewakuacją medyczną.
W sobotę w podróż do Mali wybrał się francuski prezydent Francois Hollande. Podkreślił, że nadsekwańskie wojsko wygrało w tym kraju pierwszy etap interwencji zbrojnej przeciwko Al-Kaidzie Islamskiego Maghrebu.
Francuzi przejęli kontrolę nad Timbuktu, które było głównym bastionem islamskich ekstremistów w Mali. W całym mieście wywieszono francuskie flagi, by powitać Hollande’a. Komentatorzy podkreślają, że prezydent chciałby, by teraz żołnierze znad Sekwany zaczęli powoli wycofywać się z Mali - zanim zaczną się mnożyć niewygodne dla władz w Paryżu afery. Amnesty International już teraz alarmuje, że w czasie francuskich bombardowań ginęli cywile i żąda wyjaśnień.
Walki na północy kraju ciągle trwają. Islamscy ekstremiści najczęściej uciekali z różnych miast przed nadciągającą francuską armią na tereny pustynne, gdzie mają liczne kryjówki. Według wielu ekspertów wiedzą, jak się chować i będzie trudno się z nimi ostatecznie rozprawić. Do tego, osaczeni w Mali partyzanci mogą przeprawić się w dowolne miejsce niemal bezludnego i pozbawionego dróg Sahelu, który ciągnie się od Atlantyku na zachodzie po Morze Czerwone na wschodzie. W pustynnych kryjówkach trudno będzie wytropić dżihadystów, a jeszcze trudniej - pokonać. Po wycofaniu się francuskiego wojska mogą powrócić do miast na północy Mali.
Żeby tego uniknąć, Hollande chce, by główne miasta w tym kraju były chronione przez afrykańskie siły zbrojne, zanim malijska armia zostanie odpowiednio przeszkolona. W tym szkoleniu mają wziąć udział m.in. instruktorzy z Polski.