Ministerstwo obrony USA postanowiło radykalnie zwiększyć swoje siły do walki z przestępstwami w sieci. Jak ustalił dziennik "Washington Post", Pentagon chce przekształcić swoje cyberdowództwo w w internetowy ekwiwalent sił walczących tradycyjnymi metodami.
Zgodnie z ujawnionym planem, cyberdowództwo, którego personel liczy sobie teraz około 900 osób, ma zostać przekształcone w instytucję zatrudniającą aż 4900 wojskowych i cywili. Stworzone zostaną też trzy typy sił: do misji krajowych, bojowych i zabezpieczania systemów komputerowych Pentagonu.
Tak radykalna zmiana struktury tej siły wynika z przekonania Pentagonu o rosnących zagrożeniach dla USA w sieci. W ocenie specjalistów, różnego rodzaju niebezpieczeństwa mogą pochodzić głównie z Chin, Rosji i Iranu.
Niepokój szefa resortu Leona Panetty wzbudził szczególnie atak na systemy komputerowe saudyjskiego koncernu naftowego Aramco w sierpniu 2012 roku. Hakerzy zawirusowali wtedy i unieruchomili ponad 30 tysięcy komputerów. Wywiad amerykański jest przekonany, że atak wyszedł z Iranu.
W październiku Panetta powiedział, że USA grozi "komputerowy Pearl Harbor". Ostrzegł, że hakerzy z "agresywnego kraju" lub ponadnarodowej grupy ekstremistycznej mogą wywołać spustoszenie w infrastrukturze łączności i transportu kraju, a także w jego systemie finansowym.
(MN)