Świat odlicza godziny, czekając na praktycznie nieuniknione już ataki odwetowe na Afganistan. W czasie gdy wszyscy interesują się sytuacją w Azji Środkowej i USA, w cieniu toczących się tam wydarzeń pozostaje inny, nie mniej groźny konflikt. Na Bliskim Wschodzie nie ustaje napięcie między Izraelczykami a Palestyńczykami.

"Intifada to krzyk dla świata przeciwko okupacji, krzyk, że my chcemy pokoju” – tak mówili naszemu wysłannikowi liderzy palestyńscy. Jednak ulica na Zachodnim Brzegu Jordanu nie potrzebuje świata: tam bohaterem jest saudyjski terrorysta Osam bin Laden. Na demonstracjach wykrzykiwane są antyamerykańskie hasła i wznoszone okrzyki na cześć Saudyjczyka. Jednak gdy tylko ochrona manifestacji orientuje się, że wśród tłumu są zagraniczni dziennikarze, natychmiast każe przerwać popierające Osamę okrzyki.

Wciąż Szaron i CIA pozostają wrogami numer 1. Ci, którzy idą ulicami Ramallah nie chcą by na ich ziemiach był ktokolwiek z Ameryki czy z Europy Zachodniej, nie wspominając już o Izraelu. Ziyad z al Fatah powiedział naszemu reporterowi, że Palestyńczykom świat broni dostępu do siebie. „Zamyka przed nami drzwi. Co nam zostaje? Samobójstwo” – twierdzi Palestyńczyk. Jednak tamtejsze ulice wyglądają tak, jakby same te drzwi do świata zatrzaskiwały.

foto Archiwum RMF

11:50