Na Bliskim Wschodzie z nową mocą wybuchł trwający konflikt Izraelczyków z Palestyńczykami. Bezpośrednią przyczyną eskalacji stała się sprawa wywłaszczenia arabskich rodzin z ich jerozolimskich domów. Ten konflikt, jak wiele konfliktów palestyńsko-izraelskich dotyczy ziemi i własności działek - tłumaczy dr Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Markiem Wiosłą opisuje tło sporu i jego międzynarodowy kontekst.
Marek Wiosło: Już nieraz mówiliśmy o tym, że Bliski Wschód to taka beczka prochu, wystarczy mała iskra, żeby coś wybuchło. Jaka była geneza obecnych zamieszek?
Łukasz Fyderek: Ten konflikt, jak wiele konfliktów palestyńsko-izraelskich dotyczy ziemi i własności działek. W tym przypadku nie jest to w szerokim pojęciu geneza walki o ziemię, tylko konkretnych działek, konkretnych domów w dzielnicy blisko Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie. Domów zamieszkałych przez Palestyńczyków, którzy uciekli, czyli byli uchodźcami w 1948 roku z części zajmowanych przez Izrael. I teraz ich prawo własności jest podważane przez Izraelczyków. I te procesy toczą się od nastu lat.
Problem jest taki, że sądy izraelskie akceptują dowody historyczne tylko jednej ze stron, czyli strony żydowskiej, a nie akceptują dowodów własności przedstawionych przez Palestyńczyków.
Zatem to jest tło. W ostatnich dniach tygodniach zapadały wyroki, które już prowadziły do ostatecznej eksmisji tych licznych rodzin palestyńskich z tych domów we wschodniej Jerozolimie. To spowodowało odruch solidarności, protesty solidarności.
Na to nakłada się ramadan, więc palestyńscy muzułmanie spotykają się, rozmawiają, ale także modlą wspólnie także na Wzgórzu Świątynnym w meczecie Al-Aksa .W toku tych modłów dochodziło też do marszów solidarnościowych, które zaczynały być tłumione przez policję izraelską, przez izraelskie siły bezpieczeństwa, w sposób bardzo brutalny, naruszając też sferę sacrum, naruszając miejsce święte, czyli meczet Al-aAsa.
Dlaczego policja interweniowała na Wzgórzu Świątynnym?
Właśnie z uwagi na te solidarnościowe protesty Palestyńczyków, które były związane też z obchodami końca ramadanu. Jednak przez policję izraelską były traktowane jako protesty niepokojowe - a ponieważ dochodziło do manifestacji, dochodziło też do rzucania kamieniami w siły porządkowe. I w ten sposób doszło do eskalacji.
W momencie, kiedy policjanci poszukiwali tych najbardziej agresywnych członków demonstracji, zostali mocniej zaatakowani i w ten sposób doszło do eskalacji w ciągu ostatnich dni. W efekcie, oglądaliśmy tak gorszące obrazy, jak chociażby interwencji w samym meczecie, czy wrzucanie do środka granatów hukowych, po to, żeby rozproszyć zgromadzenie.
To już bardzo ostro sytuacja, w której dochodzi do interwencji jest w tak świętym i ważnym miejscu.
Podkreślmy, że do tych marszów i protestów dochodzi w całym Izraelu, także w miastach odległych od Jerozolimy, w szczególności w Hajfie. A więc w ośrodkach, które nie są pod kontrolą Autonomii Palestyńskiej, ale w których mieszkają arabscy obywatele państwa Izrael. Mamy do czynienia w tym momencie ze zjednoczeniem: protestują zarówno Palestyńczycy mieszkający na terytoriach Autonomii Palestyńskiej, jak Palestyńczycy będący obywatelami państwa Izrael. To jest pewnego rodzaju nowa jakość w tym ruchu sprzeciwu, który obserwujemy. Do tej pory, jeżeli analizujemy poszczególne epizody tego procesu, bo powiedzmy sobie wprost, że pewne rzeczy, na które zwracamy uwagę jako Europejczycy, tak incydentalnie właśnie przy okazji jakiegoś większego niezadowolenia, to te pewne procesy toczą od lat.
Proces poszerzania władztwa izraelskiego poprzez przebieg muru, usuwanie Palestyńczyków z ich ziem, z sadów uprawnych na Zachodnim Brzegu Jordanu (osadnictwo żydowskie na tych terenach jest nielegalne w świetle prawa międzynarodowego). To jest proces, który trwa nieprzerwanie od kilkunastu przynajmniej lat, od kiedy umocniły się rządy prawicowe w Izraelu. I ten proces niejako toczy się niezauważenie z punktu widzenia społeczności międzynarodowej, ale trwa i budzi ogromną frustrację. Do tej pory ta frustracja dotyczyła przede wszystkim Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu. Teraz w kontekście naruszenia godności miejsca świętego mamy solidarną reakcję Palestyńczyków, zarówno na Zachodnim Brzegu, jak i obywateli mieszkających w Izraelu. Jak też oczywiście w Strefie Gazy.
Co teraz się tam dzieje, czy to jest apogeum zamieszek? Jak to może wpłynąć na sytuację międzynarodową?
Przede wszystkim większość państw europejskich wspiera poszanowanie prawa międzynarodowego. Izrael łamie prawo - chociażby fakt osadnictwa. Łamane są prawa człowieka przez państwo Izrael - w procesie, który doprowadza do wyrzucenia rodziny z terytorium wschodniej Jerozolimy. Nie są brane interesy i dowody składane przez obie strony. Więc nie ma przesłanki równego traktowania obu stron przez władze sądownicze państwa Izrael, a więc czegoś co jest cechą państwa demokratycznego. Zatem mamy tutaj tę nierównowagę.
Kluczem do reakcji międzynarodowej na to, co się dzieje, jest reakcja Stanów Zjednoczonych. USA w ciągu ostatnich lat pod panowaniem Donalda Trumpa dawały absolutne carte blanche rządom izraelskim, które same są pod mocną presją tych najbardziej skrajnych ruchów związanych z ruchem osadniczym.
Powiedzmy sobie wprost: jaka jest wizja tych ruchów. To rozciągnięcie państwa Izrael od Morza Śródziemnego do Morza Martwego, bez obecności palestyńskiej. To zagarnianie działki po działce. Kierunek tego procesu jest jednoznaczny.
ONZ i państwa europejskie werbalnie potępiają taką taktykę. W moim mniemaniu kluczem jest stanowisko Stanów Zjednoczonych. Dla administracji amerykańskiej problem w Izraelu jest teraz gigantycznym problemem dyplomatycznym.
Dlaczego?
W USA mamy w tym momencie mocną retorykę związaną z brakiem dyskryminacji i prawami człowieka, z dbaniem o wykluczonych. Mamy ruch Black Lives Matter, mieliśmy głośny proces policjanta odpowiedzialnego za śmierć George’a Floyda. A w tym momencie z Izraela napływają dokładnie takie same obrazy, gdzie mamy część obywateli, mniejszość palestyńską, która jest wręcz prześladowana.
Na razie ta reakcja jest powściągliwa. Wydaje mi się, że teraz administracja Bidena stara się jeszcze nie podejmować ostatecznych decyzji w tej kwestii, ale będzie musiała. Albo pójdzie drogą taką, w której uzna, że należy nadal dawać zielone światło Izraelowi, albo podejmie decyzję o jakiś środkach zmierzających do wyrażenia swego zdania.
Szczególnie wśród Żydów amerykańskich, popierających partię demokratyczną, istnieje mocny głos potępiające działania państwa Izrael, że Izrael nie może tak otwarcie łamać prawa człowieka. Zatem tutaj mamy też pewnego rodzaju przesunięcia w ramach żydowskiej diaspory żyjącej w Stanach Zjednoczonych, pewne przesunięcia w ocenie tej polityki.
Czy możemy spodziewać, że w kolejnych dniach będzie dochodzić do takich zamieszek i konfliktów? Jak to może dalej wyglądać?
Jesteśmy już na następnym etapie tego konfliktu - sprawa zamieszek przeniosła się na poziom ostrzału rakietowego. Trwa kolejny dzień bombardowania Strefy Gazy. Można powiedzieć, to jest pewien schemat, który był realizowany już wcześniej. Gdy dochodzi do jakiegoś zwiększenia napięcia w relacjach palestyńsko-izraelskich, to w grę wchodzą rakiety i bomby, a nie tylko policyjne przymusy, pałki czy gaz łzawiący. I też oczywiście jest to bardzo niepokojące, ale to jest wygodniejsze dla jednej ze stron tego konfliktu. I tą stroną jest Izrael, ponieważ jest mocniejszy militarnie i jest w stanie obronić się dzięki systemowi "Żelazna Kopuła" przed większością z tych rakiet. A zarazem może się przedstawiać jako ofiara terroryzmu. W tym momencie oficjalna narracja izraelskiego MSZ-u jest, taka że Hamas jest drugim ISIS. To bardzo ułatwia Izraelowi wygrywanie poparcia międzynarodowego i zamazanie tej granicy, w której zarówno Stany Zjednoczone, państwa europejskie popierają prawo Izraela do obrony swoich mieszkańców, ale nie popierają tego prawa i polityki izraelskiej zmierzających do aneksji terytoriów palestyńskich.
Ale w momencie, kiedy Palestyńczycy przechodzą pod protestem pokojowym w stronę akcji zbrojnej, to od razu niejako stają się na cenzurowanym świata zachodniego, którego poparcie jest kluczowe dla Izraela.
Mamy jeszcze kontekst polityki regionalnej na Bliskim Wschodzie. Ta eskalacja kładzie tamę procesowi pojednania Izraela z państwami arabskimi. Toczyły się intensywne rozmowy o normalizacji stosunków pomiędzy dwoma najpotężniejszymi państwami na Bliskim Wschodzie, czyli Arabią Saudyjską a Izraelem. Teraz ta oś antyirańska nie ma szans się zmaterializować po takiej eskalacji. Władcy Arabii Saudyjskiej nie podejmą ryzyka, widząc kiedy ulica arabska wie, jak traktowani są Palestyńczycy. Tu niejako zyskuje Iran, bo te wydarzenia uniemożliwią zbudowanie silnej osi antyirańskiej.