Ponad 81 procent uprawnionych oddało swój głos w wyborach prezydenckich – to informacje podane na 4 godziny przed zakończeniem głosowania przez białoruską Centralną Komisję Wyborczą. Wszystkie oficjalne sondaże dają też zdecydowaną przewagę Aleksandrowi Łukaszence.
Najmniej osób głosowało jak na razie w samym Mińsku, najwięcej – na wschodzie kraju. Sekretarz CKW Mikoła Łazawik nie omieszkał dodać, że obywatele zagłosowali za spokojem i stabilnością, a nie za niepokojami, do których wzywa Milinkiewicz.
Przeprowadzany przez jeden z oficjalnych ośrodków sondaż powyborczy daje potężną przewagę urzędującemu prezydentowi. Wedle jego danych, na Aleksandra Łukaszenkę oddało swój głos aż 84,2 uprawnionych; na kandydata sił opozycyjnych Aleksandra Milinkiewicza głosowało zaledwie 3,1 Białorusinów. Więcej głosów uzyskał nawet Siergiej Hajdukiewcz – 3,6 procent. Ostatni z kandydatów, Aleksandra Kazulin, zgromadził 2,3 procent poparcia.
Swój głos oddał też opozycyjny kandydat na prezydenta Aleksander Milinkiewicz. Jak powiedział specjalnemu wysłannikowi RMF na Białoruś Krzysztofowi Zasadzie, wynik głosowania nie jest ważny. Najważniejsze jego zdaniem jest to, że ludzie stali się bardziej aktywni i po wielu latach zobaczyli rozwiązanie alternatywne wobec Łukaszenki. Milinkiewicz uważa, że to właśnie zwycięstwo. Posłuchaj relacji Krzysztofa Zasady:
Łukaszenka z kolei, głosując w Mińsku, stwierdził, że istnienie dyktatorów w centrum Europy jest niemożliwe. - Jeśli komuś wygodnie uważać mnie za dyktatora, to Bóg z nim - podsumował urzędujący prezydent. Odniósł się także do George’a Busha, którego nazwał pierwszym terrorystą świata. Łukaszenka pozwolił sobie także na żart – stwierdził, że zagłosował na kandydata tolerowanej przez siebie opozycji, Siergieja Hajdukiewicza.
Niewiele brakowało, by w wyborach nie wzięła udziału nieuznawania przez reżim Łukaszenki szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. Jej nazwisko dopisano do listy głosujących w ostatniej chwili. Borys, która zagłosowała na Milinkiewicza, podkreśla, że z pewnością wielu Białorusinów wybrało podobnie jak ona. Szefowa ZPB jednak wątpi, że wyniki wyborów będą to odzwierciedlać. Z Andżeliką Borys rozmawiał Piotr Sadziński. Posłuchaj:
W nocy doszło do incydentu, którego uczestnikami byli polscy obserwatorzy. Polscy parlamentarzyści zostali w nocy poproszeni przez opozycję o pomoc. W jednym ze sztabów Milinkiewicza z aktywistami zabarykadowali się milicjanci i tajniacy. Kiedy obserwatorzy przybyli na miejsce okazało się, że nikt nie chce ich wpuścić do środka. Czekali kilka godzin, w końcu po wezwaniu ślusarza drzwi udało się otworzyć. Milicja wyszła ze sztabu z komputerami i różnymi dokumentami. Dwóch aktywistów zostało aresztowanych. Polskich obserwatorów poinformowano, gdzie ich zabierają. Adres jednak okazał się fałszywy.
Do redakcji RMF docierają sygnały od słuchaczy, mówiące o kolejnych aresztowaniach opozycjonistów. Wczoraj wieczorem w Brześciu miało dojść do zatrzymania członków sztabu Aleksandra Kazulina. Wedle informacji rozmówców RMF, ludzie ci mają jutro stanąć przed sądem.
Dzisiejszy „Times” ujawnia z kolei, że Łukaszenka polecił snajperom zająć pozycje wokół głównego placu w Mińsku. Wczoraj natomiast abonenci białoruskiej sieci komórkowej Velcome odebrali SMS-y o treści: Na pl. Październikowym szykuje się krwawa prowokacja. Oszczędzajcie zdrowie i życie. Opozycja nie ma wątpliwości, że była to prowokacja władz.
Białoruscy przeciwnicy tamtejszych władz są pewni, że wybory będą sfałszowane. Podobnych wątpliwości nie ma także Zachód. - Nietrudno zgadnąć, że wybory nie będą wolne i uczciwe, ale przewidzieć można, że opozycja - paradoksalnie - zyska dzięki głosowaniu. Zyska, bo zjednoczy się, zdobędzie nową tożsamość i więcej pewności w działaniu - prognozuje Daniel Fried, wiceszef dyplomacji Stanów Zjednoczonych. Ostatni dyktator Europy, jak nazywany jest Łukaszenka, zapowiedział w wystąpieniu telewizyjnym, że głosowanie będzie uczciwe i otwarte.
A białoruskie władze kreowały wybory na wielkie narodowe święto. Lokale wyborcze były przystrojone, wyborcom przygrywała muzyka, czekały też bardzo dobrze zaopatrzony bufety. Do głosowania uprawnionych było nieco ponad 7 mln Białorusinów. Mogli oni oddać głosy w ponad 6 tys. lokali wyborczych.
O urząd prezydenta - poza Łukaszenką - ubiegało się jeszcze trzech kandydatów: przedstawiciel Zjednoczonych Sił Demokratycznych Alaksandr Milinkiewicz, lider Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej "Hramada" i były rektor mińskiego uniwersytetu Alaksandr Kazulin oraz przywódca tolerowanej przez władze Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi i deputowany Siarhiej Hajdukiewicz.