Co najmniej sześć osób zostało rannych podczas drugiego dnia manifestacji prawicowców w niemieckim mieście Chemnitz. Pod ostrzałem krytyki znalazła się policja. Według komentatorów straciła ona kontrolę na tłumem, który opanował ulice miasta. Powodem wyjścia prawicowców na ulice było zabójstwo 35-letniego Niemca, w związku z którym zatrzymano Irakijczyka i Syryjczyka. Manifestacje zaczęły się już w niedzielę i początkowo miały charakter spontaniczny. Z czasem jednak protest przybrał gwałtowny przebieg. Demonstrujący zaczęli atakować imigrantów. W poniedziałek po południu ponownie wyszli na ulice. W ruch poszły pięści i kamienie.
W poniedziałek w drugim dniu protestów na ulice niemieckiego Chemnitz wyszło kilka tysięcy prawicowców. Z ramionami wyciągniętymi w hitlerowskim pozdrowieniu wznosili rasistowskie i neonazistowskie hasła. Doszło do przepychanek z kontrmanifestantami. "Der Spiegel" pisze wręcz o "nagonce" i "polowaniu" na nie-Niemców.
Słychać było okrzyki: "Niemcy dla Niemców, precz z cudzoziemcami!"
Już w niedzielę niemieckie media ostrzegały, że na ulice Chemnitz wyszli gotowi do przemocy zwolennicy skrajnej prawicy, protestujący przeciwko przestępczości wśród cudzoziemców.
Nagrania wideo zamieszczone w mediach społecznościowych pokazywały uczestników niedzielnego protestu atakujących migrantów.