W Rosji trwa wielka mobilizacja służb przed zapowiadanym na 6 maja "marszem miliona". Władze nie zgadzają się na marsz opozycji w centrum Moskwy na dzień przed zaprzysiężeniem Władimira Putina i grożą represjami.
Rosyjska policja grozi, że rozpędzi nielegalne demonstracje. W Moskwie będzie, według oficjalnych informacji, 20 tysięcy policjantów i żołnierzy wojsk wewnętrznych. Nie dopuścimy do nieuzgodnionych manifestacji i prowokacji, które z pewnością chcą zorganizować. Policja nie będzie stać i patrzeć na to co się dzieje - uprzedza Wiaczesław Kozłow z resortu spraw wewnętrznych.
Odmowę zgody na marsz 6 maja w centrum Moskwy uzasadniono koniecznością przeprowadzenia próby przed Paradą Zwycięstwa na Placu Czerwonym, która odbędzie się trzy dni później. Opozycja nie rezygnuje i odrzuca propozycję, żeby demonstracja odbyła się na obrzeżach miasta. Siergiej Udalcow z Frontu Lewicy zapowiedział, że na manifestację opozycji przyjedzie co najmniej 20 tysięcy przeciwników Władimira Putina z innych miast Rosji.
Jednak komentatorzy wątpią, by opozycji udało się wyciągnąć na ulice milion ludzi, jak szumnie zapowiedziano. 6 maja to jeden z kilku dni wolnych jakie "w prezencie" od Władimira Putina otrzymali Rosjanie i większość mieszkańców Moskwy wyjedzie na podmiejskie dacze.
10 marca w Moskwieprzeciwko wyborowi Władimira Putina na prezydenta demonstrowały tysiące Rosjan. "To nie jest nasz prezydent", "Nowe wybory", "Rosja będzie wolna" - to tylko niektóre z haseł, które skandowano wtedy na Nowym Arbacie. Uczestnicy manifestacji żądali unieważnienia głosowania i zorganizowania nowych wyborów - tak parlamentarnych, jak i prezydenckich. Według organizatorów, w demonstracji uczestniczyło mniej więcej 25 tys. osób. Policja liczbę uczestników oszacowała na 10 tys. ludzi. Setki samych funkcjonariuszy widac było na wszystkich ulicach i placach w centrum miasta. W tym dniu antyputinowskie manifestacje odbyły się też w kilku innych miastach, w tym w Petersburgu, Niżnym Nowogrodzie, Jekaterynburgu, Ufie i Nowosybirsku.