"Przyjechaliście, żeby zobaczyć żywego dyktatora jedynego i ostatniego w Europie" - powtarzał z upodobaniem i ironią prezydent Białorusi Alaksander Łukaszenko, udzielając wywiadu agencji Reuters. Zapewnił, że w jego kraju rewolucji nie będzie.
58-letni przywódca Białorusi obiecuje modernizację gospodarki i zbudowanie opartego na partiach systemu politycznego, lecz całkowicie wyklucza rewolucję na Białorusi na kształt arabskiej wiosny. Nie ma żadnego sensu porównywać polityki Białorusi i na Bliskim Wschodzie. Jakaś grupa próbowała przez portale doprowadzić do sytuacji wybuchowej - powiedział, nawiązując do tzw. milczących protestów, gdy jego oponenci zbierali się w ubiegłym roku w miejscach publicznych i jedynie oklaskami wyrażali swój sprzeciw. Ale nic z tego nie wyszło. I nigdy nie wyjdzie - oświadczył.
Wy (na Zachodzie) nie lubicie kursu, jaki obiera Białoruś. Chcielibyście, by wszystko sprzedała - Rosjanom lub zachodnim firmom. Nie podoba się wam też to, że mamy dobre stosunki z Rosją. A to przesądziła nasza historia. Podczas ostatniej wojny wspólnie walczyliśmy z nazistami. Uratowaliśmy was, Europę, przed staniem się niewolnikiem swego własnego Fuehrera - mówił Łukaszenko. Przypomniał też, że Unia Europejska dostaje większą część ropy i gazu z Rosji przez rurociągi, które biegną przez Białoruś. Komu jest potrzebna niestabilność w centrum Europy? Ani wam, ani nam, ani Rosji. Rozmawiajmy, przecież jesteśmy ludźmi - podkreślił. Zaprzeczył, by na Białorusi byli więźniowie polityczni, dodając, że przypadki, na które wskazuje Zachód, dotyczą ludzi, którzy popełnili przestępstwa pospolite.
Zaprzeczył też, że przygotowuje jednego z synów na swego następcę. To wymyśliła nasza "piąta kolumna". Gdy tylko ludzie zrezygnują z moich usług, wezmę teczkę pod pachę i odejdę - powiedział prezydent Białorusi.