"Staliśmy się silni i zauważalni na świecie, ale jesteśmy na progu geopolitycznego kryzysu" - mówił we wtorek podczas swojego zaprzysiężenia w pałacu Niepodległości w Mińsku Alaksandr Łukaszenka. Lider białoruskiego państwa przekonywał, że styczniowe wybory, w których zwyciężył, mogą służyć za wzór demokracji dla całego świata.
Łukaszenka nawiązał we wtorkowym przemówieniu m.in. do protestów sprzed pięciu lat, które towarzyszyły poprzednim wyborom prezydenckim. Twierdził, że ten masowy zryw społeczny był finansowany przez USA. Według białoruskiego przywódcy próby destabilizacji jego kraju ze strony Zachodu trwają do dziś.
Na progu naszego domu stoją natowskie wojska i robią wszystko, by wciągnąć Białoruś do konfliktu. Zaostrzenie sankcji, ciągłe prowokacje na naszych zachodnich i południowych granicach, ale my trwamy i nie poddajemy się im - powiedział.
Łukaszenka przez kilkanaście minut wymieniał też sukcesy gospodarcze swojego kraju. Białorusinom na koniec złożył obietnice, że nie zawiedzie ich zaufania.
Tegoroczne wybory na Białorusi odbyły się bez protestów. Po wydarzeniach sprzed pięciu lat - jak informuje Centrum Praw Człowieka Wiasna - Mińsk przetrzymuje ponad 1200 więźniów politycznych.
Łukaszenka został zaprzysiężony na swoją siódmą kadencję.
Wtorek to także dzień, gdy białoruska opozycja świętuje Dzień Wolności.
Białoruski ekspert Alaksandr Kłaskouski wskazał w rozmowie z PAP, że Łukaszenka mógł celowo wyznaczyć ceremonię swojego zaprzysiężenia na 25 marca, chcąc popsuć święto środowiskom demokratycznym.
Analityk niezależnego białoruskiego portalu Pozirk nie wykluczył jednocześnie, że w wyborze tej daty był "element przypadkowości", bo Łukaszenka wiązał dzień zaprzysiężenia z poprzedzającą go wizytą w Moskwie. Jako że do wizyty na Kremlu doszło później, niż pierwotnie planowano, przesunąć się mogła także data zaprzysiężenia.