Brytyjska policja rozbroiła bombę w samym sercu Londynu. Wg anonimowych źródeł ładunek mógł spowodować olbrzymią eksplozję, a jej celem była ludność cywilna.
Scotland Yard potwierdził, że znaleziona bomba była potężna. Śledczy pośrednio przyznają, że tylko cudem udało się uniknąć tragedii - nie było bowiem żadnych ostrzeżeń ze strony wywiadu.
Policję zaalarmowała załoga karetki pogotowia wezwanej do pobliskiego klubu. Zobaczyła ona dym we wnętrzu zaparkowanego przed klubem srebrnego mercedesa. W samochodzie znajdowała się znaczna ilość benzyny, pojemniki z gazem oraz duża ilość gwoździ. Jest zbyt wcześnie, by nawet spekulować, kto może stać za próbą zamachu. Jednak już teraz jest oczywiste, że gdyby doszło do eksplozji byłoby wielu rannych i zabityc - powiedział Peter Clarke ze Scotland Yardu.
Sprawą zajmuje się specjalna komórka do walki z terroryzmem. Analizowane są m.in. nocne nagrania z kamer wideo w okolicy placu Piccadilly Circus.
Od zamachów na londyńskie metro z 7 lipca 2005 roku każda informacja o podejrzanych znaleziskach w brytyjskiej stolicy stawia na baczność wszystkie służby bezpieczeństwa. Na szczęście wszystkie alarmy – a było ich już co najmniej kilkanaście – okazały się fałszywe. W samobójczych zamachach bombowych z 7 lipca ubiegłego roku zginęło 56 osób.