Londyn reaguje na argentyńskie pogróżki. Ich autorem jest nowo wybrany prezydent Argentyny Javier Milei. Pogróżki dotyczą Falklandów, czyli niewielkich wysp na południowym Atlantyku.
Czy Buenos Aires i Londyn znalazły się na kursie kolizyjnym? Nigdy z niego nie zeszły. Falklandy od XIX wieku są brytyjskie, ale Argentyna uważa, że należą do niej i nazywa je Malwinami. Jak przystało na populistę prezydent Milei wie, w jaką nutę uderzyć.
Po wygraniu wyborów zapowiedział, że pragnie odzyskać Falklandy dla Argentyny, choć w odróżnieniu od swoich poprzedników, chce zrobić to metodami dyplomatycznymi.
Ta uwaga spotkała się z ostrym protestem Londynu. Brytyjski minister obrony Grant Shapps zaznaczył, że status wysp nie podlega żadnym negocjacjom. Są brytyjskie. Nikt z nikim nie będzie na ten temat rozmawiał. A byłoby o czym. W 1982 roku Wielka Brytania i Argentyna stoczyły ze sobą krótką wojnę po tym, jak wojska argentyńskie dokonały inwazji na Falklandy i okrzyknęły je Malwinami.
Argentyna wysyłając wojska na położone u jej wybrzeży wyspy, włożyła kij w mrowisko. Londyn mógł zareagować tylko w jeden sposób. Ówczesna premier Margaret Thatcher wysłała na Falklandy prawdziwą armadę: lotniskowce, niszczyciele, samoloty i dobrze wyszkolonych żołnierzy. Argentyńczycy nie byli dla nich na polu walki żadnymi partnerami. Wojna trwała 74 dni. Zginęło wtedy 255 brytyjskich żołnierzy i ponad 650 argentyńskich. Falklandy pozostały częścią Zjednoczonego Królestwa.