Na miejscu katastrofy samolotu w pobliżu Medellin w Kolumbii, na pokładzie którego byli brazylijscy piłkarze, mają dziś rozpocząć się oględziny wraku maszyny. Ale w tym rejonie panują bardzo trudne warunki atmosferyczne. W katastrofie samolotu zginęło 71 osób, a sześć przeżyło - poinformowały we wtorek wieczorem (czasu polskiego) władze kolumbijskie.
Mowa jest o tym, że pilot zgłosił wieży problemy z maszyną. Konkretnie awarię systemu elektrycznego. Na radarze widać było, jak przed lotniskiem zatacza koła. To było kilka takich manewrów nim zniknął z radarów.
Pojawiły się też informacje, że w samolocie zabrakło paliwa.
Eksperci podkreślają, że maszyna nie spadła na pewno z dużej wysokości, raczej pilot zahaczył o zbocze, względnie lądował lub łagodnie obniżał lot. Jak tłumaczą, ma wskazywać na to fakt, że przy upadku z wielkiej wysokości szanse na to, by ktokolwiek przeżył, byłyby niewielkie.
Na miejsce katastrofy nie można dotrzeć drogą powietrzną. Trzeba iść lądem. To trudno dostępny teren, więc prowadzenie śledztwa w tym miejscu będzie bardzo trudne.
Katastrofę przeżyło sześć osób, w tym trzech piłkarzy: obrońcy Neto (31 lat) i Alan Ruschel (27) oraz bramkarz Follmann (24). Kilku ich niepowołanych do kadry kolegów zostało w kraju. Ponadto wśród ocalałych znalazło się dwoje członków załogi i jeden dziennikarz.
Początkowo żywego odnaleziono też innego bramkarza Danilo, ale 31-latek zmarł kilka godzin później w szpitalu. Z kolei Neto został wyciągnięty z wraku w momencie, gdy już nikt nie wierzył, że uda się odnaleźć jeszcze kogoś żywego.
Cuda się zdarzają - powiedział strażak uczestniczący w akcji ratunkowej.
Zespół z niewielkiego miasta w Brazylii miał bardzo udany sezon. Do ekstraklasy wrócił w 2014 roku po prawie pół wieku przerwy, a już dwa lata później awansował do finału Copa Sudamericana (odpowiednika Ligi Europejskiej), eliminując wcześniej m.in. argentyńskie San Lorenzo i Independiente. W finale tak prestiżowych rozgrywek miał zagrać po raz pierwszy.
Wczoraj rano, gdy żegnałem się z piłkarzami i działaczami, powiedzieli mi, że jadą zrobić wszystko, żeby ten sen się ziścił. Tej nocy sen się skończył - powiedział w wywiadzie dla dziennika "Bom Dia Brasil" szef rady nadzorczej klubu David De Nes Filho. Jego nazwisko widniało na liście zaproszonych na mecz w Kolumbii.
Wśród ofiar katastrofy jest m.in. znany z występów na hiszpańskich boiskach Cleber Santana. 35-letni Brazylijczyk spędził na Półwyspie Iberyjskim trzy lata jako piłkarz Atletico Madryt, ale na rok został wypożyczony do Mallorki.
To był dobry chłopak, na początku trochę nieśmiały. W podstawowym składzie znalazł się 27 razy, zdobył dla nas pięć bramek. Wyróżnił się w kilku spotkaniach, szczególnie w tym wygranym z Realem Madryt na Santiago Bernabeu - wspominał swojego podopiecznego ówczesny trener Mallorki Gregorio Manzano w rozmowie z hiszpańską "Marcą".
Kondolencje spływały we wtorek ze wszystkich zakątków piłkarskiego świata. Stosowne wpisy na portalach społecznościowych zamieścili m.in. reprezentanci Polski Arkadiusz Milik, Kamil Grosicki, Kamil Glik, Brazylijczyk Neymar, Argentyńczyk Lionel Messi, Belg Thibaut Courtois, Hiszpan Iker Casillas, Anglik David Beckham. Głos zabrali także działacze, m.in. prezydent Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) Gianni Infantino, oraz kluby i instytucje sportowe. Z kolei piłkarze Barcelony i Realu Madryt pamięć ofiar uczcili przed treningiem minutą ciszy.
Wzruszający gest wykonała ekipa finałowych rywali, czyli Atletico Nacional, która zaproponowała przyznanie trofeum drużynie Chapecoense. Z inną propozycją wyszła Brazylijska Federacja Piłkarska (CFB) - zwróciła się do CONMEBOL, aby przyznała trofeum obu finalistom. Przedstawiciele Konfederacji poinformowali brazylijskie media, że zastanowią się nad tym, ale nie zamierzają podejmować żadnych decyzji tak szybko.
Władze Brazylii ogłosiły trzydniową żałobę narodową. W Chapeco potrwa ona 30 dni, nie odbędzie się też tam żadna oficjalna impreza sylwestrowa.
(j., APA)