Dożywotni zakaz wstępu na stadiony, to największa kara, jaka grozi angielskiemu pseudokibicowi. Jak pokazuje wieloletnia praktyka, taki zakaz skutecznie potrafi ostudzić nawet najgorętsze temperamenty.
Walkę ze stadionowymi chuliganami rozpoczął jeszcze rząd premier Margaret Thatcher, który postawił klubom piłkarskim proste ultimatum: albo będzie spokój na trybunach, albo wasze drużyny zostaną zawieszone w rozgrywkach ligowych.
Kolejne brytyjskie rządy skoncentrowały się na zabezpieczeniach logistycznych. Na stadionach wprowadzono wyłącznie miejsca siedzące, a policja zaczęła współpracować z operatorami kolei i połączeń autobusowych, informując o liczbie jadących na mecze fanów.
W Polsce zakaz stadionowy dla rozrabiaków nadal pozostaje w sferze planów. Posłowie nie potrafią stworzyć przepisów umożliwiających walkę ze pseudokibicami. Na polski stadion nadal można wejść z zakrytą twarzą i materiałami pirotechnicznymi, a policja często daje zielone światło dla pobłażliwego przestrzegania prawa. Efektem są takie sceny, jak ta sprzed tygodnia, kiedy na stadionie Korony Kielce wybuchały petardy owinięte gwoździami.