Kilkaset osób protestowało przed siedzibą policji w New Delhi, po tym, jak kraj obiegła informacja o brutalnym gwałcie na 5-letniej dziewczynce. To już kolejny w ostatnim czasie przypadek przemocy seksualnej wobec kobiet w Indiach.
Tłum kobiet i mężczyzn próbował sforsować metalowe barykady u wejścia do komisariatu. Protesty wywołane medialnymi doniesieniami o dramacie dziewczynki trwają od piątku.
Pięciolatka z biednej dzielnicy na przedmieściach Delhi została porwana przez napastnika w poniedziałek. Mężczyzna więził ją przez mniej więcej 40 godzin w mieszkaniu w bloku, w którym mieszkali jej rodzice. W tym czasie gwałcił ją i torturował. W środę płaczące dziecko usłyszeli i znaleźli sąsiedzi.
Policja oświadczyła, że trwa dochodzenie, które ma wyjaśnić, czy w sprawę zamieszana jest więcej niż jedna osoba.
Dziewczynka trafiła do szpitala. Jest przytomna, a jej stan stabilny, jednak odniesione obrażenia są tak poważne, że może być konieczne będą kolejne zabiegi chirurgiczne. Najbliższe dwie doby będą dla niej decydujące - ocenił w sobotę jeden z lekarzy ze szpitala, w którym dziecko przeszło już jedną operację.
Policja w piątek aresztowała podejrzanego o porwanie i zgwałcenie dziewczynki. To 22-letni mężczyzna o imieniu Manoj. Domniemanego sprawcę ujęto w stanie Bihar na wschodzie Indii, dokąd uciekł, porzuciwszy wcześniej poturbowaną pięciolatkę.
Sprawa zgwałconej dziewczynki spotkała się w Indiach z falą oburzenia i protestów po tym, jak w ostatnich miesiącach media ujawniały kolejne przypadki brutalnych napaści seksualnych. Po nagłośnieniu tych ataków w kraju, gdzie tradycyjnie dominują mężczyźni, zaczęto krytykować sposób, w jaki traktowane są kobiety. Zaostrzono kary za napaści seksualne i inne przestępstwa przeciw kobietom, np. handel nimi czy atakowanie ich kwasem. Utworzono też sieć specjalnych sądów zajmujących się wyłącznie przypadkami przemocy seksualnej.