Ambasador USA przy Unii Europejskiej Gordon Sondland zaznawał przed Komisją Wywiadu Izby Reprezentantów. Podczas przesłuchania powiedział, że "wszyscy wiedzieli o naciskach na Ukrainę" w sprawie śledztwa dotyczącego Joe Bidena i jego syna.
To nie było żadną tajemnicą, wszyscy o tym wiedzieli - dodał Sondland podczas pięciogodzinnego posiedzenia Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów.
Celem nacisków wywieranych na władze w Kijowie, jak podkreślił ambasador, "na wyraźne życzenie prezydenta" było wznowienie dochodzenia władz ukraińskich w sprawie działalności na Ukrainie w latach 2014-2016 Joe Bidena, ówczesnego wiceprezydenta w demokratycznej ekipie prezydenta Baracka Obamy i jego syna Huntera Bidena, który w tym samym czasie był członkiem zarządu ukraińskiej firmy Barisma LTD z pensją przekraczającą 50 tys. USD miesięcznie.
Ewentualne dochodzenie miałoby na cele zgromadzenie "haków" na Joe Bidena, który jest obecnie jednym z czołowych kandydatów do otrzymania nominacji Partii Demokratycznej i tym samym potencjalnie poważnym konkurentem Donalda Trumpa w jego staraniach o wybór na drugą kadencję w Białym Domu.
Wśród osób z najbliższego otoczenia prezydenta Trumpa, które wiedziały o wywieranych z jego polecenia naciskach na władze ukraińskie, ambasador Sondland wymienił wiceprezydenta Mike’a Pence’a, sekretarza stanu Mike’a Pompeo, ministra energetyki Ricka Perry’ego, pełniącego obowiązki szefa personelu Białego Domu Mike’a Mulvaney’a oraz Rudy’ego Giulianiego, osobistego prawnika prezydenta.
Zarówno Pence jak i Perry zaprzeczyli, że wiedzieli o takiej kampanii nacisków wywieranych z polecenia amerykańskiego przywódcy.
Sondland, odpowiadając na czasami agresywne pytania członków Komisji Wywiadu z Partii Demokratycznej, powiedział, że w jego przeświadczeniu prezydent Trump uzależniał wizytę nowo wybranego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu od przeprowadzenia przez władze w Kijowie dochodzenia w sprawie działalności Joe i Huntera Bidenów na Ukrainie.
Sondland zeznał równocześnie, że- prezydent Trump w rozmowie telefonicznej powiedział mu, aby przekazał prezydentowi Zełenskiemu, że "niczego nie chcę. (...) Nie chcę qui pro quo. Powiedz Zełenskiemu, aby zrobił to, co słuszne".
Wzmiankowana przez Sondlanda rozmowa telefoniczna z amerykańskim prezydentem została przeprowadzona 9 września, a więc tego samego dnia kiedy sygnalista ujawnił, że prezydent Trump podczas wcześniejszej, przeprowadzonej 25 lipca rozmowy telefonicznej z prezydentem Zełenskim domagał się od ukraińskiego przywódcy przeprowadzania takiego dochodzenia.
Zdaniem Demokratów prowadzących dochodzenie w sprawie impeachmentu, podczas tej słynnej już rozmowy z Zełenskim, prezydent Trump niedwuznacznie dał do zrozumienia ukraińskiemu przywódcy, że od takiego dochodzenia uzależnione jest wznowienie amerykańskiej pomocy militarnej dla Ukrainy w wysokości 400 mln USD.
Prezydent Donald Trump, który jeszcze na początku października nazywał Sondlanda "prawdziwie dobrym człowiekiem i wielkim Amerykaninem" starał się zdystansować od niego.
"To nie jest człowiek, którego dobrze znam" - powiedział Trump w rozmowie z dziennikarzami przed Białym Domem.
Trump odczytał z kartki fragment zeznań Sondlanda, w których ambasador powiedział, że prezydent w rozmowie telefonicznej zaprzeczył, aby było jakiekolwiek "qui pro quo". "Oznacza to koniec całej sprawy" - stwierdził prezydent.