Afera wokół francuskiej filii koncernu Ikea. Nadsekwańskie media ujawniają, że jej dyrekcja nielegalnie szpiegowała pracowników - szczególnie związkowców - i niezadowolonych z usług tej firmy klientów.
Według renomowanego tygodnika "Le Canard Enchaine", dyrekcja francuskiej filii koncernu od lat nielegalnie korzystała - za pośrednictwem prywatnych firm specjalizujących się w inwigilacji - z policyjnej dokumentacji, a nawet z billingów dostarczanych przez operatorów telefonii komórkowej. Świadczą o tym opublikowane przez pismo e-maile. Dyrekcja chciała m.in. wiedzieć, z kim kontaktują się związkowcy oraz czy wśród pracowników są działacze radykalnie lewicowych organizacji, np. alterglobaliści. Często sprawdzała "podejrzane" osoby przed ich zatrudnieniem. Zbierała też wszelkie informacje, które mogłyby skompromitować klientów grożących firmie Ikea procesami. Czasami - bez wyjaśnień - prosiła agencję "Surete International" np. o informacje na temat właścicieli samochodów, podając ich numery rejestracyjne. Według nadsekwańskiego prawodawstwa grozi za to kara do 5 lat więzienia i 300 tysięcy euro.
"Le Canard Enchaine" twierdzi również, że przedstawiciele współpracujących z Ikeą agencji korzystali z sieci swoich prywatnych kontaktów w policji i koncernach telekomunikacyjnych, by uzyskiwać dostęp do tego typu informacji. Dyrekcja francuskiej filii płaciła im za każdą informację 80 euro.
Związkowcy zapowiedzieli już skierowanie sprawy do sądu. Rzecznik szwedzkiego koncernu zapowiedział natomiast, że przeprowadzone zostanie wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie. Oświadczył, że firma "w sposób jasny i zdecydowany potępia wszelkie nielegalne działania, które są sprzeczne z tak ważnymi wartościami jak ochrona życia prywatnego". Podkreślił jednak, że nie oznacza to, iż Ikea potwierdza informacje francuskich mediów.