Ta sprawa może zapalić Amerykę w tym sensie, że być może dojdzie do czegoś znacznie gorszego niż to, co widzieliśmy w 2021 roku - komentuje na antenie internetowego Radia RMF24 dr Wojciech Kwiatkowski, amerykanista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Sąd Najwyższy stanu Kolorado orzekł we wtorek, że Donald Trump nie może ponownie objąć urzędu prezydenta USA i wykluczył go z udziału w prawyborach. Sztab Trumpa zapowiedział odwołanie do Sądu Najwyższego USA.
Orzeczenie Sądu w Kolorado argumentowane jest czternastą poprawką do Konstytucji USA. Artykuł trzeci tej poprawki stwierdza, że "nie może sprawować żadnego urzędu ten, kto wziął udział w powstaniu lub buncie przeciwko konstytucji". Donald Trump jest oskarżany o podżeganie swoich zwolenników do ataku na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku.
Ekspert zwraca uwagę, że stanowy sąd apelacyjny orzekł, że czternasta poprawka nie ma zastosowania do prezydenta. Dotyczy ona urzędników federalnych, a prezydent takim urzędnikiem nie jest. Jego zdaniem sztab Donalda Trumpa będzie składał wnioski do sądów federalnych w celu podważenia wyroku. Ostatecznie tą sprawą zapewne zajmie się Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, który będzie musiał definitywnie rozstrzygnąć, czy Trump podlega pod te postanowienia 14. noweli do konstytucji, czy też nie - stwierdza gość Piotr Salaka.
Orzeczenie Sądu w Kolorado, jeżeli zostałoby utrzymane, będzie miało skutek wyłącznie w stanie Kolorado, gdzie do zdobycia jest dziewięć głosów elektorskich. Podobne pozwy złożone zostały również w innych stanach, lecz dotychczas bez efektu. Sąd Najwyższy Minnesoty odrzucił wniosek o dyskwalifikację Trumpa, podobnie jak sąd apelacyjny w Michigan. Dr Wojciech Kwiatkowski podkreśla jednak, że jeśli Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych podtrzyma decyzje sądu w Kolorado, może to oznaczać koniec kandydatury Trumpa. Jeżeli ten wyrok Sądu Najwyższego z Kolorado wywołałby taki efekt kuli śnieżnej i załóżmy w kilkunastu stanach, Sądy Najwyższe orzekłyby podobnie, to Trump straciłby tak dużo głosów elektorskich, że nie byłoby szansy, żeby wygrał te wybory - twierdzi amerykanista.
Zespół Trumpa zapowiedział już odwołanie się do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Według eksperta Sąd Najwyższy USA powinien rozstrzygnąć tę sprawę w trybie natychmiastowym. To powinno zostać załatwione teraz, w styczniu, w lutym, tak żeby dać możliwość Partii Republikańskiej wskazania jakiegoś innego kandydata. Żeby ten też miał możliwość przeprowadzenia kampanii wyborczej - mówi specjalista. Jego zdaniem, jeśli decyzja Sądu Najwyższego USA zapadnie po wyborach, a Donald Trump okaże się zwycięzcą, może to doprowadzić do zamieszek. Byłoby to traktowane właśnie jako odebranie prezydentury komuś, kto ją wygrał. I to mogłoby spowodować nawet jakąś wojnę domową w Stanach Zjednoczonych. Już teraz Ameryka jest bardzo blisko takiego punktu zapalnego, a to z pewnością przeważyłoby szalę - wyjaśnia gość internetowego Radia RMF24.
Amerykanista podkreśla, że jeśli Trump wygrałby wybory prezydenckie, a Sąd Najwyższy USA podtrzymałby orzeczenie sądu w Kolorado, to urząd prezydenta pełniłby wiceprezydent. Jeszcze nie wiemy, kto będzie kandydatem Partii Republikańskiej na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie wiemy też, kto będzie potencjalnym wiceprezydentem. Natomiast taka osoba w myśl 20. noweli konstytucji objęłaby wtedy urząd prezydenta - stwierdza na zakończenie rozmowy dr Wojciech Kwiatkowski.
Opracowanie: Rudolf Zych