Ekipy ratowników ręcznie przeszukują ruiny domu w Bejrucie, gdzie miesiąc temu doszło do potężnej eksplozji. Mają nadzieję na odnalezienie pod gruzami kogoś żywego. Nadzieję dały im urządzenia, które wyczuły temperaturę ciała oraz tętno i oddech 2 metry od miejsca, w którym w czwartek wieczorem znajdowały się ekipy ratownicze.
W czwartek libańskie władze poinformowały, że zespół ratowników z Chile z psem ratowniczym wykrył ruch pod zawalonym budynkiem w dzielnicy Gemmayze, jednej z najbardziej zniszczonych w wyniku eksplozji.
(Oznaki życia - oddechu i tętna) wraz ze wskazaniami czujnika temperatury oznaczają, że jest możliwe, iż (pod gruzami) jest ktoś żywy - cytuje agencja Reutera słowa jednego z ratowników, Eddy'ego Bitara. Dodał on, że na obrazie z kamery termicznej widać dwa ciała, znajdujące się tuż przy sobie: jedno jest dużo mniejsze od drugiego.
"Jest szansa, że jedna z tych osób żyje" - powiedział cytowany przez CNN Bitar.
Późnym wieczorem przeszukiwanie ruin budynku zostało wstrzymane ze względu na bezpieczeństwo ratowników, którzy w piątek rano wrócili do pracy na gruzowisku.
Zniszczony trzypiętrowy budynek znajduje się zaledwie kilkaset metrów od portu, w którym 4 sierpnia doszło do potężnej eksplozji 2750 ton azotanu amonu (saletry amonowej). Po wybuchu z budynku pozostał tylko parter i fragmenty ścian.
W piątek rano kamery termiczne nadal wskazywały, że pod gruzami znajduje się ktoś żywy. Urządzenia wykazały, 19 oddechów na minutę. To mała osoba, prawdopodobnie dziecko. Ratownicy w piątek przed południem przybliżyli się do miejsca, w którym się znajduje i o godzinie 11:30 dzieliło ich jeszcze 40 cm.