Groźby Rosjan, że swoje rakiety nakierują na amerykański system obrony przeciwrakietowej spowodowały, że rządy Czech i Polski o ewentualnym umieszczeniu elementów tarczy antyrakietowej u siebie "mówią jednym głosem" - zgodnie twierdzi czeska prasa.
Głównym efektem wizyty czeskiego premiera Mirka Topolanka w Warszawie jest postanowienie, że rządy Czech i Polski będą koordynować swoje postępowanie podczas negocjacji z USA w tej sprawie - uważają komentatorzy. Stanowisko obu rządów jest jasne; mimo sprzeciwu sporej grupy społeczeństwa, elementy amerykańskiej tarczy zostaną w Czechach i w Polsce umieszczone, a referendum w tej sprawie nie będzie – twierdzi czeska telewizja.
Czeska prasa informacje o wizycie Topolanka w Warszawie zamieszcza pod tytułami: "Pogróżek się nie lękamy", "Rosjanie znów grożą", "Skierują na nas rakiety", odnosząc się do oświadczenia generała Nikołaja Sołowcowa, iż strategiczne wojska rakietowe Rosji "będą w stanie razić obiekty amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, jeśli takowe zostaną rozmieszczone w Polsce i Czechach".
Wszystkie gazety cytują czeskiego ministra spraw zagranicznego Karela Schwarzenberga, który uznał w Warszawie, iż "jeśli ktoś z sąsiedniego ogródka zacznie na nas wykrzykiwać, nie oznacza to nawiązania dialogu". "Zrozumcie, ja nie będę komentował opinii generałów" - podkreślił szef czeskiej dyplomacji. Premier Topolanek po powrocie do Pragi wezwie "na dywanik" rosyjskiego ambasadora Aleksieja Fiedotowa, aby osobiście zaprotestować przeciw stanowisku ostatnio prezentowanym przez rosyjskich generałów - pisze "Mlada Fronta Dnes".
Nas stanowisko Rosjan nie zaskoczyło; można było się go spodziewać - twierdzą cytowani przez prasę sołtysi wsi Troskavec i Sztitov, w pobliżu których ma zostać umieszczony radar tarczy antyrakietowej. "Nasi mieszkańcy nie chcą tu amerykańskiej jednostki, obawiamy się ataku. To tak, jakbyśmy sobie na plecach wymalowali tarczę strzelecką" - twierdzi Jan Neoral, sołtys wsi Troskavec.